Nie jesteś zalogowany.
Jeśli nie posiadasz konta, zarejestruj je już teraz! Pozwoli Ci ono w pełni korzystać z naszego serwisu. Spamerom dziękujemy!
Prosimy o pomoc dla małej Julki — przekaż 1% podatku na Fundacji Dzieciom zdazyć z Pomocą.
Więcej informacji na dug.net.pl/pomagamy/.
rychu napisał(-a):
Minio napisał(-a):
taki komunikat („legalne oprogramowanie jest pozbawione dziur”) nigdzie nie pada.
Ale jest bardzo silnie sugerowane. Ludzie nie odbierają reklam dokonując logicznego rozbioru zdań padających w reklamie tak jak ty to robisz. Ludzie po prostu słuchają i większe znaczenie ma tutaj kontekst, forma, zestawianie razem nielegalnego oprogramowania z dziurami przez które włażą wirusy, podkreślenie tego jakąś emocją ("wykradziono mi numery kont i kody pin"). Reklamę przygotował prawdziwy fachowiec, który żyje z mieszania ludziom w głowach. Wcisnąć klientowi jakiś straszny kit w taki sposób żeby sądził, że to był jego własny pomysł - mistrzostwo.
prawdopodobnie jeden z fachowców od wyborów parlamentarnych / prezydenckich:]
Offline
Wolny rynek jest dobry, bo w podobny sposób działa natura. Dzięki temu, że faworyzowała te a nie inne cechy, ludzie są dziś doskonalsi niż milion lat temu. Państwo opiekuńcze to hodowla głupków. Gadanie o sprawiedliwości jest bezcelowe, gdyż dla wolnorynkowca oznacza ona coś zupełnie przeciwnego niż dla lewaka. Z jednaj strony swoboda dysponowania zarobionymi pieniędzmi, podejmowania decyzji, zawierania umów; z drugiej żarcie prawem a nie towarem, czy się stoi czy się leży, to się należy, niech będzie chu..., byle jednakowo. Szkoda czasu, bo i tak nie zrozumieją się.
Offline
rafi napisał(-a):
Wolny rynek jest dobry, bo w podobny sposób działa natura. Dzięki temu, że faworyzowała te a nie inne cechy, ludzie są dziś doskonalsi niż milion lat temu. Państwo opiekuńcze to hodowla głupków.
@ rafi
Twoja teza jest bardzo dyskusyjna. Specjalnie wyróżniłem wpis o państwie opiekuńczym.
Pojadę teraz trochę brutalnie i po śliskim temacie.
Widzisz, państwo Hitlera chciało jakoś temu zaradzić, i "eliminowało" ze społeczeństwa ludzi chorych, niedołężnych, chorych umysłowo.
Miało powstać państwo "nadludzi", co przerodziło się w w eksterminację najpierw żydów, a potem innych narodowości.
To było mocno, a teraz logicznie.
Państwo ma obowiązek opiekowania się słabszym odsetkiem społeczeństwa, ale musi być również surowe.
Pociągnę przypadek AmberGold. Państwo powinno (i to zrobiło) zostawić obywatelowi pełnię władzy w dysponowaniu swoimi pieniędzmi, a więc i możliwość wpłacania do AmberGold.
Państwo równocześnie powinno opiekować się naiwnymi jednostkami - mając swoje służby, eliminować takich osobników jak Marcin P.
A więc, nie powinno dojść do tego aby taka firma w ogóle powstała.
Wracając do tematu oprogramowania. Operowanie semantyką - bo li tylko na tym polegają te reklamy - to oczywiście świadome wykorzystywanie słabszej umysłowo części społeczeństwa. To działa dokładnie jak w kawałach o blondynkach.
W tym przypadku, obowiązkiem państwa jest poinformowanie społeczeństwa, że jest oprogramowanie alternatywne. Tego się nie robi z wielu przyczyn.
Popatrz jak reklamy żerują na niskich pobudkach:
Kobieta nie dostała podwyżki, zagrożono jej jeszcze zwolnieniem - to z zemsty doniesie, że szef ma nielegalne oprogramowanie.
Tu się nie mówi o dziurach i wirusach. Tu się wykorzystuje najniższe pokłady ludzkiej psychiki: pychę, zazdrość, mściwość.
Offline
Polityka, propaganda, reklama, te wszystkie zjawiska bazują obecnie na najmocniejszych emocjach, takich jak strach, agresja, gniew lub poczucie krzywdy, reklama dodatkowo wykorzystuje aspekt seksualny, stąd prawie we wszystkich reklamach ciągle mniej lub bardzie rozebrane cizie, a w radiu głosiki jakby prosto z cieplutkiego łóżeczka.
Praktycznie wszystkie rewolucje w Europie, przez ostatnie 100 lat brały się z poczucia krzywdy i wynikającego z niej gniewu, natomiast najdoskonalszymi metodą marketingową stały się marketing wirusowy i partyzancki, -metody ultra skuteczne i 100 razy tańsze, niż kampanie w TV.
Stąd w reklamie akcenty tak dobrane, żeby ludzie sobie je powtarzali, np "może frytki do tego", "no to frugo", czy np "takie rzeczy tylko w erze".
Te reklamy sferisa też są po to, żeby w głowach "integentów" pojawił się przekaz jako prawda objawiona, tylko - "nie pamiętam, ale gdzieś słyszałem, że to pirackie, to to i tamto".
Tak samo teraz jest z tym nawykiem, że wirusy - to na stronach porno.
Zaczęło się od dialerów w czasach 020*, a dzisiaj 2 razy łatwiej coś złapać z Allegro, czy dowolnego skryptu forum, niż z RedTuba, ale spróbujcie wyjaśnić to komuś, kto nie zna albo nie rozumie specyfikacji protokołu http i działania takich znaczników, jak np:
<img src="http://adres-hakera.com/cgi-bin/killer.cgi?query=obrazek.jpg"></img>
Albo ładniejszej wersji: ślitaśny adresik obrazka + REWRITE po stronie serwera.
I oczywiście skrypt, który serwuje między innymi również obrazek. :D
Pozdrawiam
;-)
Ostatnio edytowany przez Jacekalex (2012-09-21 07:56:39)
Offline
rafi: szkoda, że przez Twoją wypowiedź przebija ton wyższości i lekceważenia drugiej strony dyskusji. Niemniej cieszę się, że zauważyłeś problem odmiennego rozumienia „sprawiedliwości” i wynikających z tego problemów z komunikacją.
Argument do natury jest całkiem mocny, ale tylko na pierwszy rzut oka. Zacznijmy od tego, że dzisiejszy człowiek nie żyje w stanie naturalnym. Mieszkamy w miastach, korzystamy z komputerów, większość dnia spędzamy w pozycji siedzącej — to wszystko jest nienaturalne. Dzięki osiągnięciom technicznym i medycznym śmiertelność noworodków (i kobiet przy porodzie) spadła, zaś przeciętna długość życia wzrosła do zupełnie skrajnych wartości. Podobno w starożytnym Rzymie średnia długość życia wynosiła 40 lat. Dzisiaj są kraje, gdzie wynosi ona 80 lub więcej.
Wolny rynek zasadza się na pomnażaniu kapitału przez jego inwestycję. Aby mógł zaistnieć wolny rynek musi istnieć zbiór dóbr (choćby nie wiem jak mały), które nie są konsumowane. Nie jesteś w stanie zainwestować, jeśli nie masz czego. Musi więc nastąpić akumulacja kapitału. Natomiast ta może się pojawić dopiero w momencie, gdy społeczność zacznie prowadzić osiadły tryb życia (społeczności koczownicze wszystko noszą ze sobą, więc każdemu zależy na tym, żeby mieć tylko niezbędne przedmioty; zresztą jak nie wierzysz, to poczytaj prace etnograficzne o życiu społeczności koczowniczych i spróbuj tam znaleźć akumulację kapitału). W przypadku człowieka jest to — w najlepszym wypadku — kwestia ostatnich 12 tysięcy lat. Trochę mało „z punktu widzenia natury”.
Podsumowując, mam dwie wątpliwości:
1. Dlaczego zwolennicy wolnego rynku sprzeciwiają się wynaturzeniom w gospodarce, ale nie mają nic przeciwko wynaturzeniom we wszystkich innych dziedzinach życia człowieka (parę przykładów powyżej)? No chyba że zwolennicy wolnego rynku nie korzystają z usług medycznych, może po prostu mam złe o nich wyobrażenie.
2. O jakim „wolnym rynku” mówisz? Bo naturalny wolny rynek, do którego się odwołujesz, ma niewiele wspólnego z tym wolnym rynkiem, którego historię możemy prześledzić mniej więcej od XV wieku, który wybuchł i zdominował gospodarkę krajów tzw. rozwiniętych w XIX wieku, i który — w takiej czy innej formie — możemy obserwować także dzisiaj (w UK, Niemczech i Holandii, bo, jak wiadomo, tylko tam jest wolny rynek).
Offline
To, że żyjesz w mieście i nie musisz uganiać się za mamutami wcale nie spowodowało, że prawa natury nagle przestały obowiązywać. Tak wtedy, jak i dziś chroniąc jednostki przed skutkami ich decyzji wychowujesz głupoli.
Offline
W zależności od tego, co rozumiesz przez słowo „głupol”, możesz mieć rację lub nie.
Natomiast „prawa natury”, znaczy ewolucja, działa na przestrzeni dziesiątek, setek, tysięcy pokoleń (jeżeli mówimy o ludziach, to chodzi o kilkaset do kilkudziesięciu tysięcy lat). Nie widzę żadnego powodu, żebym miał przyjmować tak odległą perspektywę do układania swojego życia i układania państwa, w którym chcę żyć. Te decyzje byłyby wiążące tylko wtedy, gdyby państwo/cywilizacja przetrwała w niezmiennej formie tyle czasu, aby zacząć mieć rzeczywisty wpływ na procesy ewolucyjne (czyli przynajmniej kilkanaście tysięcy lat). Znając, nawet powierzchownie, historię, nie wierzę, aby coś takiego było możliwe.
Chyba że masz na myśli jakieś inne „prawa natury”, ale wtedy prosiłbym o doprecyzowanie, które konkretnie.
Offline
Czemu od razu ewolucję? Hodowcy zwierząt nie muszą jakoś czekać tysięcy lat, żeby wyhodować odmiany o pożądanych cechach w ramach tego samego gatunku. Jednak najważniejsza jest sprawa wychowania. Człowiek, którego wszystkie problemy rozwiązuje państwo staje się czym w rodzaju przerośniętego dziecka. Niezaradnego, niesamodzielnego i naiwnie łykającego każdą socjotechniczną sztuczkę.
Offline
Mnie tam Państwo opiekuńcze przypomina ZOO.
Przykładowo taki np Tygrys - urodzony i żyjący na wolności potrafi skutecznie polować.
A spróbujcie wypuścić Tygrysa z ZOO, który w ciągu ostatnich 10 lat każdą chwilę spędził w klatce 6 x 5 albo nieco większym wybiegu.
Ciekawe, co upoluje Tygrys urodzony i wychowany w ogrodzie zoologicznym.
Tak sam Lew, Niedźwiedź, Orzeł czy Sokół.
Państwo opiekuńcze, to właśnie jest taka klatka,
Ponadto w obecnych czasach państwa opiekuńcze na swoją politykę muszą zebrać około 60 - 70% PKB w składkach i podatkach obowiązkowych.
Tymczasem w obecnych czasach w ramach WTO takie kraje nie mogą już chronić rynku wewnętrznego cłami zaporowymi, i dlatego gospodarczo zdychają, co najlepiej widać w obecnej sytuacji strefy Euro.
Pozdrawiam
;-)
Ostatnio edytowany przez Jacekalex (2012-09-22 18:50:46)
Offline
Szczera prawda. Życie w takiej klatce może osobom poddanym od dziecka praniu mózgu wydawać się atrakcyjne ale i tak koniec będzie opłakany, bo utrzymanie tej klatki zbyt wiele kosztuje. Czasem mam wrażenie, że ludzie forsujący tą toksyczną ideologię działają z rozmysłem. Albo na czyjeś zlecenie albo po prostu nienawidzą europejskiej kultury i cywilizacji.
Offline
rafi napisał(-a):
Czemu od razu ewolucję? Hodowcy zwierząt nie muszą jakoś czekać tysięcy lat, żeby wyhodować odmiany o pożądanych cechach w ramach tego samego gatunku.
Bo zwierzęta zazwyczaj mają znacznie krótszy okres rozrodczy niż człowiek. Bo hodowcy zwierząt dysponują stadami o wielkości — w skrajnych przypadkach — dziesiątek tysięcy sztuk, a państwa mają od kilku do kilkuset milionów obywateli. Bo zwierzęta generalnie są jednak trochę mniej inteligentne niż ludzie.
Ogólnie takie proste przekładanie zachowań zwierząt na zachowania ludzi często jest obarczone bardzo dużym błędem.
rafi napisał(-a):
Człowiek, którego wszystkie problemy rozwiązuje państwo staje się czym w rodzaju przerośniętego dziecka. Niezaradnego, niesamodzielnego i naiwnie łykającego każdą socjotechniczną sztuczkę.
Ogólnie zgoda.
Co prawda to bardzo uproszczony obraz (socjotechniczne sztuczki naiwnie łykają również ludzie, którzy zawsze sami rozwiązywali swoje problemy; mówiliśmy o przejmowaniu odpowiedzialności przez państwo, a nie o rozwiązywaniu przez nie problemów) i nie odpowiada na podstawowe pytanie („dlaczego wolny rynek mam uważać za dobry?” a nie „dlaczego niektóre skrajne odmiany kolektywizmu mam uważać za złe?”), ale zgoda.
Offline
Dlaczego nie odpowiada na pytanie? Przejmowanie odpowiedzialności przez państwo też jest złe. Rząd musi się starać w takiej sytuacji wyeliminować możliwość popełnienia przez Ciebie błędu, co prowadzi do rozrostu instytucji i służb, powszechnej inwigilacji i odbierania wolności. Ja wszyscy wiemy, państwo totalne kosztuje bardzo drogo, przez co takie państwa przegrywają na światowym rynku i zabijają sobie gospodarkę. Podtrzymywanie wysokiego standardu materialnego życia jest możliwe dzięki zadłużeniu, ale tylko do czasu.
Offline
Cały czas mówisz o wadach kolektywnego państwa totalitarnego.
Te wady faktycznie świadczyłyby na korzyść wolnego rynku tylko wtedy, gdyby przyjąć dwuwartościową alternatywę wolny rynek — kolektywne państwo totalitarne. Tymczasem ja takiego założenia nie mam ochoty przyjmować, gdyż alternatywa ta jest ewidentnie nieprawdziwa — wymyka jej się cała masa państw na świecie, z Polską na czele.
Twoje argumenty przekonują mnie, że kolektywne państwo totalitarne jest złe. Ale nadal nie poznałem żadnego powodu, aby uważać wolny rynek za dobry. A mam taki kaprys, że chcę wybrać ustrój gospodarczy dobry, a nie najlepszy z arbitralnie określonej listy alternatyw.
Offline
Czy ktoś tu szuka ustroju idealnego?
Bo takiego po prostu nie ma.
Offline
Ludzie już tak mają.
Lepiej się czują gdy nad nimi jest jakiś rząd/król/tyran/bat/bóg itp.
Offline
yossarian napisał(-a):
Ludzie już tak mają.
Lepiej się czują gdy nad nimi jest jakiś rząd/król/tyran/bat/bóg itp.
Pod warunkiem jednak, że nie muszą za taką opiekę płacić żywą gotówką.
Zazwyczaj jednak "państwo opiekuńcze" kończy się tak lub podobnie:
http://www.wprost.pl/ar/9190/WROGIE-PANSTWO-OPIEKUNCZE/
Offline
Obserwuję sobie Waszą dyskusję i wydaje mi się że kilka pojęć jest ze sobą mylonych.
Po pierwsze IMHO przestańmy udawać że jest prosty podział który często słyszę w mediach i czytam na forach, na zasadzie:
kapitalizm jest dobry a socjalizm (ala Kanada, Szwecja, Niemcy, Francja itd) jest zły.
Moi drodzy - każdy system ma zalety i wady, systemy socjalne aby działały (tak, o dziwo to może działać bardzo sprawnie) muszą mieć wysoko wyedukowane społeczeństwo które zamiast myśleć "państwo jest od cyckania", myślą "państwo robi coś dla mnie, więc i ja będę robił coś dla tego państwa - uczciwie płacił podatki, nie okradał go, nie niszczył własności publicznej itd.", problem jest oczywiście taki że ludzie szybko przyzwyczajają się do pewnego standardu życia i za każdym razem kiedy muszą z czegoś zrezygnować, wyciągają łapkę żeby państw dało - mało tego, te same osobniki zwykle robią wszystko żeby nie płacić podatków, bo w ich mniemaniu podatki to zwykła kradzież (w tym miejscu niech każdy puknie się w piersi i powie - czy w ostatnim czasie nie próbował unikać płacenia jakichś podatków, czy nie brał np. prywatnego kompa "na firmę" aby było taniej? Czy nie jeździł prywatnym samochodem "na firmę"? itd).
Z kolei kapitalizm prowadzi do promowania zachowań nieuczciwych i do tworzenia społeczeństwa w którym panuje wieczny wyścig szczurów. Dla mnie znakomitym przykładem czystego kapitalisty jest pan P. od Amber Gold - facet parę lat temu mieszkał jako bezrobotny na zasiłku, ale dzięki wciskaniu ludziom kitu dorobił się małej fortunki i to w tak krótkim czasie (powiązania mafijne pewnie były, ale fakty są takie że po rozkręceniu AG zarabiał na kasie klientów). Właśnie tego typu ludzie są promowanie jako ci mocni i zaradni życiowo - jak dla kogoś przykład AG jest z sufitu to niech popyta ludzi działających w branży np. budowlanej jakie jaja dzieją się na przetargach, albo ludzi prowadzących sklepy które ni jak nie mogą uczciwie konkurować ze sprzedażą internetową, bo tamci towar sprowadzają z np. USA, przez osoby spokrewnione, pomijając w ten sposób opłaty celne. Przykłady można mnożyć.
Pan kandydat na prezydenta USA, dorobił się fortuny poprzez "restrukturyzację" firm (realnie najczęściej zamykane firm, tyle że stopniowe i po cichu), a mimo to ma za sobą niezłe stadko ludzi którzy nic złego w tym nie widzą. U nas na początku lat 90 wiele firm zagranicznych kupowało zakłady tylko po to żeby je potem zamknąć - eliminując w ten sposób konkurencję w stosunku do swoich produkcji gdzie indziej, co też z punktu widzenia zysków było cacy. Takie przykłady można mnożyć - a jest ich coraz mniej tylko przez to że wiele praktyk tego typu zostało zakazanych - choć mimo tego wiele z nich nadal jest przepychanych pod płaszczykiem dobra klienta, np. ceny zbliżone do dumpingowych podczas pierwszych miesięcy działania nowych marketów.
Jakby chcieć odpowiedzieć sobie realnie co jest lepsze, to powiedziałbym że żadne z powyższych w obecnym kształcie, dlatego rzadko kiedy mamy do czynienia z czystym socjalem czy czystym kapitalizmem, a częściej z różnymi hybrydami. Mimo wszystko większość krajów dobrze rozwiniętych jest w mniejszym lub większym stopniu "opiekuńcza:, a obywatele mają pewne rzeczy zagwarantowane - jak np. opiekę zdrowotną.
Druga sprawa - czemu do cholery spora część ludzi wychodzi z założenia że skoro do tej pory najlepsze co udało się ludzkości wymyślić to demokracja i wolny rynek (w ich mniemaniu of course) to powinniśmy zaprzestać prób stworzenia czegoś lepszego? Co chwilę widzę na różnych forach myślenie wręcz binarna - demokracja i wolny rynek - 1, wszystko inne - nieważne czy testowane czy nie - 0 (i do tego najczęściej populistyczne pierdzielenie w stylu: to to było za Hitlera, Stalina więc jest z założenia złe). Ludzie, gdyby takie podejście miano w czasach pańszczyźnianych to do dzisiaj byśmy zapierdzielali na roli u jakiegoś szlachcica. Tamten system też przez wieeeeele lat działał, miał się dobrze i był najlepszym jak na tamte czasy - ale czy to znaczy że był dobry? To samo dzisiaj, kapitalizm/socjal/hybryda/demokracja - niby to wszystko działa (w mniejszym lub większym stopniu), ale czy jest dobre? Czemu nie próbować czegoś innego? Czemu od razu wszelkie próby zmiany są zakrzykiwane.
IMHO właśnie czas najwyższy dążyć do zmiany - a raczej ulepszenia tego co do tej pory mieliśmy: biurokrację zastępować komputerami z aplikacjami robiącymi to samo co urzędnicy ale kosztującymi 10000 razy mniej, umożliwić załatwianie wszystkiego co tylko się da zdalnie, dać ludziom realną demokracje (taką jak w Szwecji) z możliwością głosowania on-line, a nie takie badziewie demokracjo-podobne jak do tej pory.
OK bo zaczynam się rozpędzać, powiem tylko tyle - IMHO technologia będzie kluczem do sukcesu przyszłych pokoleń, a pierwsze państwo które zdecyduje się na radykalne kroki i skomputeryzuje większość biurokracji, będzie miało ogromną przewagę nad resztą - w takim układzie koszta obsługi państw socjalnych spadły by o 20%, jak nie więcej.
Tyle przemyśleń ode mnie.
Pozdro.
Offline
@Huk
Który system promuje a który nie promuje pojawianie się zachowań nieuczciwych, można dyskutować.
Jedna wspólna cecha wszystkich ustrojów pokazuje, że im większy procent PKB znajduje się w dyspozycji sektora państwowego, tym większy jest w danym państwie poziom korupcji i nepotyzmu.
Oczywiście nie jest to ścisła reguła matematyczna, ale gdzie na świecie nie spróbujesz porównać sektor publiczny z prywatnym, zawsze okazuje się, że prywatny sektor jest wydajniejszy i bardziej odporny na korupcję i kilka pokrewnych patologii.
To, czy jakiś system polityczny wspiera działania nieuczciwe, wynika z jego polityki, i wbrew tego, co twierdzą politycy, ani system socjalistyczny ani kapitalistyczny nie definiuje ryzyka działań nieuczciwych w gospodarce.
Natomiast zarówno wymiar sprawiedliwości, jak i ścisłe egzekwowanie prawa w innych obszarach może ograniczyć aktywność oszustów tak samo w systemie kapitalistycznym jak i socjalistycznym.
Jak natomiast ktoś chce porównywać systemy polityczne, i ich jakość, to polecam najlepszy możliwy przykład, czyli Korea.
A konkretnie system komunistyczny Korei Pn oraz kapitalistyczny i wolnorynkowy Korei Pd.
W Polsce mamy taki lokalny system, gdzie rynek mamy podobno wolny, ale nie do końca, mamy formalnie demokrację, ale dziwnym trafem wpływ wyborcy na politykę jest znacznie mniejszy, niż w normalnym państwie demokratycznym.
Mamy też system prawny, który raz działa tak, a raz inaczej,
i wobec pacjenta A inaczej, a wobec pacjenta B inaczej.
W rzeczywistości wszystko, co tu formalnie istnieje i występuje, działa wyraźnie inaczej, niż jakimkolwiek innym państwie europejskim.
Nm mamy formalnie wolny rynek, ale w wielu kwestiach, jak np wolność gospodarcza czy długość egzekwowania należności przed sądem, czy poziomem korupcji, przegrywamy nie tylko z jakimkolwiek krajem europejskim, ale również połową państw afrykańskich.
I nie mam tu na myśli pieprzenia z takiej czy innej gazety, ale dane zbierane przez agendy ONZ.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wska%C5%BAnik_Wolno%C5%9Bci_Gospodarczej
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,856 … w_Polsce.html
www.hfhrpol.waw.pl/pliki/Raport_Efektywnosc_sadow_FINAL.pdf
Generalnie gdzie nie spojrzeć na jakość Państwa, to poziom jak na Afrykę nie najgorszy, ale w Europie niezwykły.
Pozdrawiam
;-)
Ostatnio edytowany przez Jacekalex (2012-09-23 02:29:14)
Offline
Jedna wspólna cecha wszystkich ustrojów pokazuje, że im większy procent PKB znajduje się w dyspozycji sektora państwowego, tym większy jest w danym państwie poziom korupcji i nepotyzmu.
To jest prawda, tylko w tym miejscu trzeba by zapytać czemu? A odpowiedzi zwykle wyglądają tak:
-bo ilość urzędników rośnie wprost proporcjonalnie do ilości zakładów i branż
-bo w zakładach państwowych w dużo mniejszym stopniu, rozlicza się za efektywność pracy, zwłaszcza ludzi na wyższych stanowiskach
-bo w zakładach państwowych o pewne gwarancje "dbają" związki zawodowe (dużo łatwiej pozbyć się niewygodnego kierownika w takim zakładzie, niż u prywaciarza)
-bo generalnie zakłady państwowe działają często na zasadzie - rączka rączkę myje, ja zatrudnię swoją żonę, Ty swojego męża, a Jacuś z drugiej lini brata siostry jego kuzyna, oczywiście wszystkich wymienionych na stanowiska kierownicze żeby czasem im się krzywda nie działa ;]
Wszystko powyższe wpływa na poziom powiązań biznesowo-towarzyskich, co z kolei wpływa na poziom korupcji. Gdyby nad tym udało się zapanować to wydajność firm państwowych spokojnie dorównywała by tym prywatnym). Pytanie jak nad czymś takim zapanować - moje zdanie wyraziłem już wcześniej, ale powtórzę - komputeryzacja WSZYSTKIEGO co tylko możliwe, tam gdzie obecnie decyduje człowiek, powinien decydować system komputerowy na podstawie odpowiednich danych, który eliminowałby szybko przypadki typu: Jan Kowalski, doświadczenie zawodowe 0, stanowisko kierownik.
Ten sam bezlitosny system rozliczałby wydajność pracowników (takie systemy działają już dzisiaj w wielu firmach - tyle że są jedynie wspomaganiem dla ludzi decydujących podczas oceniania pracownika) i skończyła by się laba "czy się stoi, czy się leży - kasa+premia się należy".
Wiem że powyższe brzmi jak jakiś Star Trek, ale dzisiejsza technologia jak najbardziej na coś takiego pozwala - tyle że lepiej jest trzymać armię urzędników która pożera 20% PKB w swoich pensjach i drugie tyle przez czas oczekiwania na ich łaskawą odpowiedź, zanim się odnajdzie w gąszczu przepisów.
Jak natomiast ktoś chce porównywać systemy polityczne, i ich jakość, to polecam najlepszy możliwy przykład, czyli Korea.
A konkretnie system komunistyczny Korei Pn oraz kapitalistyczny i wolnorynkowy Korei Pd.
Nie za bardzo rozumiem do czego to się miało odnosić - w Korei północnej jest dyktatura, prowadzona przez sitwę wojskową i idiotę z rodziny Kimów - jeżeli to miało udowodnić że tam gdzie demokracja i wolny, tam lepiej, to wybacza ale taka zależność jest mocno naciągana, przez to że nigdy i nigdzie na świecie, realnie państwowe sterowanie nie chciało działać na rzecz rozwoju kraju, lub działało bez pojęcia - za czasów ZSRR państwa satelickie większość tego co wypracowały musiały oddawać rosyjskim "opiekunom".
Tutaj znowu technologia ma szansę w końcu pokazać że taki system może działać sprawnie - wyobraźmy sobie że zamiast bezmózgich polityków, o położeniu, zatrudnieniu i innych aspektach zakładów pracy decydowałby system wykonujący przed decyzją tysiące symulacji długoterminowych - wielkie firmy korzystają z tego typu narzędzi, państwo też by mogło.
Sama demokracja też wcale nie musi być lepsza od dyktatury - wielu ludzi błędnie uważa (co dobrze było widać podczas "Arabskiej wiosny") że demokracja=dobrobyt, co me za sobą tyle wspólnego co piernik z wiatrakiem, ba! demokracja często hamuje rozwój bo każdy ma prawo oprotestować co chce, a że tknięcie takiego (często) idioty grozi końcem kariery politycznej - wielu polityków woli ulegnąć, min. przez to w Polsce autostrady powstają w tak "szybkim" tempie, przez to przez tyle lat nie udało się rozbudować "zakopianki" a spora część inwestycji jest przerywana w trakcie. Nie zrozum mnie źle, uważam że jak najbardziej trzeba władzy patrzeć na ręce, ale czasami mam wrażanie że w krajach demokratycznych przekracza się granicę absurdu. Koronnym przykładem jest dla mnie oprotestowywanie wydobycia gazu łupkowego (zakładając że będzie) - już dzisiaj wielu mieszkańców gmin gdzie miały by być odwierty zapowiada że będzie blokować te inwestycje... bo tak, bo oni się boją czegoś tam, to samo w przypadku elektrowni atomowej czy stawiania masztów komunikacyjnych - no ale oczywiście, telefon, prąd i pracę to każdy by chciał mieć i najlepiej tak żeby dojeżdżać nie musiał za daleko ;] hipokryzją zalatuje na kilometr.
W Polsce mamy taki lokalny system, gdzie rynek mamy podobno wolny, ale nie do końca, mamy formalnie demokrację, ale dziwnym trafem wpływ wyborcy na politykę jest znacznie mniejszy, niż w normalnym państwie demokratycznym.
Mamy też system prawny, który raz działa tak, a raz inaczej,
i wobec pacjenta A inaczej, a wobec pacjenta B inaczej.
W rzeczywistości wszystko, co tu formalnie istnieje i występuje, działa wyraźnie inaczej, niż jakimkolwiek innym państwie europejskim.
W 100% prawda - a lekarstwo to samo co powyżej ;] - zastąpienie urzędasów komputerami.
Jedyne "ale" odnosnie polityki - u nas panuje system który jest bardzo zbliżony do tego z reszty krajów demokratycznych - tam niestety też obywatele nie mają aż tak wielkich wpływów jak głosi powszechna propaganda. W ogóle demokracja parlamentarna to żadna demokracja, jedyna prawdziwa panuje w Szwajcarii - i o dziwo gdy Szwajcarzy zakazali stawiania minaretów, to ich własny rząd (jak i reszta Europy) mocno skrytykował... własnych obywateli(!!!) za podjęcie takiej decyzji - znakomicie to pokazuje ile wspólnego ma demokracja, z tą parlamentarną :) gdyby to samo było u nas, w Niemczech czy we Francji, obywatele nie mieli by szans zablokowania tego co im się nie podoba ;].
Generalnie gdzie nie spojrzeć na jakość Państwa, to poziom jak na Afrykę nie najgorszy, ale w Europie niezwykły.
Smutne ale prawdziwe :( - najgorsze jest to że spora część ludzi wcale nie chce zmian :(
Pozdro.
Offline
Nie bardzo rozumiesz, do czego miało się odnosić porównanie 2 Korei?
Tu mnie zadziwiłeś totalnie.
Otóż nie uważam, żeby był znak równości między Niemcami a Koreą Pn - bo oczywiście go nie ma, ale jedna cecha jest niepodważalnym, moim zdaniem faktem
W państwie "opiekuńczym" największą siłą sprawczą są agendy państwowe, armie urzędników, i zrośnięte z nimi elity - modelowym przykładem takiego państwa są Francja i Niemcy.
Nawet - jak we Francji czy Niemczech są wybory, i zmienia się władza na szczeblu parlamentu, prezydenta i rządu, to w jakim stopniu zmienia to skład wszystkich szczebli wykonawczych, zaludnionych przez rozmaitych urzędników i funkcjonariuszy.
Otóż żaden, władza się zmienia niczym beret, głowa zostaje ta sama, tak samo jak u nas, czy w Rosji.
A jak często władza wykonawcza, te tysiące urzędasów, którzy orzekają w konkretnych sprawach zmienia się w Korei Pn czy Chinach, czy choćby Rosji?
Częściej niż we Francji czy Niemczech, czy rzadziej?
A sposób działania tych setek szczebli czy struktur szybciej zmienia sposób postępowania w miarę aktualnych potrzeb w krajach demokratycznych "opiekuńczych" czy dyktaturach totalitarnych?
Moje ulubione porównanie 2 Korei stosuję po to, żeby wykazać, że żadne różnice kulturowe czy obyczajowe nie decydują o tym, czy ludzie potrafią sobie radzić w gospodarce wolnorynkowej i liberalnej, czy w państwie opiekuńczym, czy totalitarnym , które reguluje przepisami każdą nawet najmniejszą dziedzinę życia.
Zwłaszcza, jeśli chodzi o te tony przepisów regulujących każdą bzdurę, nie są wcale domeną dyktatur totalitarnych, przeciętny Niemiec musi obecnie przestrzegać kilkakrotnie większej liczby przepisów, niż w czasach Bismarcka,
i więcej, niż przeciętny obywatel ZSRR za Breżniewa.
Choć to oczywiście wydaje się niewiarygodne, ale liczby nie kłamią.
Amerykanie dawno zrozumieli że główna różnica nie jest w podziale na państwo demokratyczne a totalitarne, ale podział wynika z umiejętności samoograniczania się państwa.
Jeżeli państwo zaczyna regulować zbyt wiele dziedzin życia, to tym samym zabija wszelką ludzką aktywność, i przy okazji zawłaszcza coraz większy procent PKB, żerując jak pasożyt na obywatelach.
I w tym kontekście każde państwo opiekuńcze pod wieloma względami upodabnia się od państwa totalitarnego.
Nie pod względem "mięsożerności" czy sposobu sprawowania władzy, ale miejsca, jakie zostawia obywatelom, na ich własną inicjatywę.
Po prostu sam "ciężar" aparatu państwowego ma kluczowe znaczenie, dla możliwości samoorganizacji społeczeństwa.
I nie ma nic dziwnego, że obecni Ludzie w Polsce nie chcą zmian, i tolerują taki stan rzeczy, że ich pradziadkowie już dawno by powstanie albo rewolucję zaczęli.
Żaden zwierzak urodzony i wychowany w ZOO, na wolności długo nie przeżyje, i to u ludzi niestety też widać bardzo wyraźnie.
Dlatego tutaj nie oczekuję prawdziwie wolnego rynku, ani sprawiedliwszych sądów, ani niczego, co jest codziennością każdego Brytyjczyka, bo nasi sympatyczni Rodacy w przeważającej części po prostu znają tylko taki świat, jaki widzą, i boją się jakichkolwiek zmian.
Bo to nie jest tylko brak chęci, ale często wręcz zwierzęcy strach.
Pozdro
;-)
Ostatnio edytowany przez Jacekalex (2012-09-23 09:23:25)
Offline
Huk napisał(-a):
Jak natomiast ktoś chce porównywać systemy polityczne, i ich jakość, to polecam najlepszy możliwy przykład, czyli Korea.
A konkretnie system komunistyczny Korei Pn oraz kapitalistyczny i wolnorynkowy Korei Pd.Nie za bardzo rozumiem do czego to się miało odnosić
Do tego, że przecież dużo łatwiej jest wykazać nędzę ustroju socjalistycznego na przykładzie Korei Północnej, niż na przykładzie krajów skandynawskich, gdzie seryjny morderca odsiaduje wyrok w celi o standardzie wyższym niż nasze hotele, a wskaźniki zaufania społecznego są najwyższe na świecie.
Offline
@Minio
Taki sens z przywołania Korei Pn też wynika, ale nie był moim celem.
Za to wiele razy czytałem i słyszałem, że taka polityka gospodarcza, jaką stosuje Wielka Brytania czy USA, jest niemożliwa u nas, czy w Niemczech, czy w ogóle na kontynencie Europejskim, ze względu na uwarunkowania kulturowe i społeczne.
Natomiast w Koreach Pn i PD widać wyraźnie jedną rzecz:
Ten sam Naród po obu stronach granicy, ta sama religia i tradycja, ten sam poziom cywilizacyjny w momencie wybuchu wojny koreańskiej.
Po 60 latach od rozejmu kończącego wojnę Koreańską - oba kraje różnią się systemem politycznym, jednak w Korei Północnej nie stacjonują żadne wojska z bronią jądrową, jak kiedyś Armia Czerwona w NRD.
Obecny poziom cywilizacyjny i gospodarczy obu Korei - porównuje niemal w pigułce różnicę, między gospodarką państwową sterowaną przez urzędników (północ) i gospodarkę wolnorynkową na południu.
Oczywiście południe też nie jest ideałem pod żadnym względem, nie jest wolne od przestępstw, korupcji na najwyższym szczeblu, oszustów, i wszystkich innych patologii świata kapitalistycznego.
Ale różnica między Koreą północną a południową jest zasadnicza, i nie da się jej tłumaczyć żadną różnicą kulturową ani społeczną, ani też obecnością obcych wojsk, jak w przypadku NRD.
Dlatego ten przykład jest dla mnie taki wyraźny i przejrzysty.
Norwegia natomiast nie mieści się w żadnych porównaniach z krajami Europejskimi, można ją porównać jedynie z Kuwejtem i Arabią Saudyjską,
z racji gospodarki czysto surowcowej.
W dodatku ustrój Norwegii nie jest ani kapitalistyczny ani socjalistyczny.
Umyka jednak jednoznacznym klasyfikacjom jedynie z powodu podmorskiego źródła finansowania, które skutecznie chroni przed kryzysami, cięciami budżetowymi i podwyżkami podatków.
Ostatnio edytowany przez Jacekalex (2012-09-23 11:24:58)
Offline
Jacekalex napisał(-a):
Obecny poziom cywilizacyjny i gospodarczy obu Korei - porównuje niemal w pigułce różnicę, między gospodarką państwową sterowaną przez urzędników (północ) i gospodarkę wolnorynkową na południu.
I uważasz, że idiotyczna polityki izolacjonistyczna pozostaje tutaj bez wpływu?
Być może gospodarka wolnorynkowa nie może istnieć w izolacji. Ale na pewno państwo socjalistyczne nie musi oznaczać izolacji.
Offline
Jakie polityki izolacjonistyczne?
Korea Poludniowa handluje z całym światem, a północna twoim zdaniem nie ma prawa handlować z krajami Azjii, Afryki, Ameryki Pd i Europy?
Na jakiej podstawie?
Co to za polityka izolacjonistyczna, jeśli jeszcze kilka lat temu w sklepach sieci Adler - w centrach M1 spokojnie wisiały ubrania szyte w Korei Pn.
Jeśli Niemcy mogli importować odzież z Korei Pn, i ją u nas sprzedawać - to o jakim izolacjoniźmie piszesz?
Z resztą całe sankcje, jakie ostatnio dotknęły Koreę Pn, były skutkiem kombinowania reżimu Kim'ów z bombą atomową i rakietami balistycznymi.
Gdyby nie traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, to np USA mogłoby na swojej granicy celnej nie wpuszczać produktów z Korei Pn, ale żadne sankcje globalne nie miałyby podstawy prawnej.
A może masz na myśli taki izolacjonizm, że kraj, który sam nie produkuje żadnych nowoczesnych linii technologicznych, natomiast z krajami kapitalistycznymi nie współpracuje z przyczyn ideologiczno-politycznych, w pewnym momencie nie ma nic do zaoferowania, co ktoś chciałby kupić?
Bo w takiej sytuacji jest dzisiaj Kuba, która rzeczywiście zakosztowała amerykańskich sankcji, ale nikt Fidelowi nie kazał zapraszać rosyjskich rakiet z głowicami atomowymi na Kubę.
Natomiast państwo socjalistyczne nie oznacza wcale izolacji, poza tym, że na swoją politykę potrzebuje w okolicach 60 - 75% PKB, a jak tyle wyciąga z gospodarki, to diabelnie mało zostaje na inwestycje.
Po jakiś czasie liczonym w latach taka gospodarka stopniowo traci konkurencyjność na rynkach międzynarodowych.
Oczywiście są też kraje, które mimo wysokich obciążeń podatkowych dobrze sobie radzą, jak np Niemcy czy Holandia, ale w skali świata są raczej wyjątkiem niż regułą.
I jakby spojrzeć na inne atrybuty tych państw, takie, jak sprawność aparatu sprawiedliwości, poziom korupcji i nepotyzmu, długość dochodzenia należności przed sądem, poziom edukacji, to te państwa są w czołówce Europejskiej a nie w średniej Afrykańskiej.
A też miewają kłopoty, od kiedy nie mają już możliwości manipulowania polityką monetarną (Euro) i nie mogą zbyt szeroko chronić swojej produkcji przed konkurencją (WTO).
Ostatnio edytowany przez Jacekalex (2012-09-23 12:24:53)
Offline
Jacekalex napisał(-a):
Jakie polityki izolacjonistyczne?
Jeżeli uważasz, że dostępność w Aldim koszulek szytych przez Koreańczyków z Północy oznacza wykorzystanie całego potencjału gospodarczego kraju i całkowite włączenie go w globalne procesy wymiany handlowej oraz technologicznej, to znaczy, że nie mamy o czym rozmawiać.
Offline