Nie jesteś zalogowany.
Jeśli nie posiadasz konta, zarejestruj je już teraz! Pozwoli Ci ono w pełni korzystać z naszego serwisu. Spamerom dziękujemy!
Prosimy o pomoc dla małej Julki — przekaż 1% podatku na Fundacji Dzieciom zdazyć z Pomocą.
Więcej informacji na dug.net.pl/pomagamy/.
<offtop>Piotr3ks: 11:11:11 ;) Celowałeś? :)</offtop>
Offline
czadman napisał(-a):
Wszystko zależy od tego jaki styl pracy chcesz wybrać - być dronem korporacyjnym czy w miarę wolnym człowiekiem.
Zupełnie fałszywa alternatywa. To już nie te czasy, gdy zawód i zakład pracy wybierało się raz na całe życie.
Jest mnóstwo ludzi, którzy po studiach pracują kilka lat w korpo, a gdy uznają, że odkuli się finansowo, przechodzą do mniejszych firm lub zakładają własną działalność.
czadman napisał(-a):
Najpierw się poważnie zastanów czego oczekujesz od życia, a wtedy nie będziesz musiał się pytać nikogo co masz robić i dokąd masz pójść.
Zaplanowanie sobie życia jest iluzją.
Jak przeczytasz te biografie znanych ludzi, to zauważysz, że wielu z nich zaczęło robić to, dzięki czemu ostatecznie przeszli do historii, zupełnie przypadkiem. Większość ludzi ma jakieś predyspozycje które mogą się przydać w czynności, o której wykonywaniu nigdy nie pomyśleli. Co oczywiście nie znaczy, że predyspozycje i „talent” to wszystko — żeby coś osiągnąć, trzeba w to włożyć mnóstwo pracy i mieć po prostu szczęście.
czadman napisał(-a):
Masz jeszcze czas, idź do biblioteki i przeczytaj kilka, kilkanaście biografii znanych ludzi. Tylko 1% ludzi osiąga pełnię życia dzięki studiom wyższym.
Możesz podać źródło tej liczby?
Czytania biografii znanych ludzi nie polecam. Raz, że zazwyczaj są przekłamane i pisane przez pryzmat tego, co ci ludzie ostatecznie osiągnęli. Dwa, że większość ludzi nie jest znana i pamięć o nich zanika po 3-4 pokoleniach (kto z was potrafi cokolwiek powiedzieć o swoich prapradziadkach?).
Trzeba mieć na uwadze, że na każdy głośny sukces przypada X porażek, o których nikt nigdy nie mówi. Karmiąc się biografiami znanych ludzi można odnieść mylne wrażenie, że sukces jest dostępny dla każdego. Tymczasem dotychczas nikomu nie udało się ułożyć pewnego przepisu na sukces.
Ogólnie: nie ma żadnych reguł. Są statystyki, są wskaźniki, są estymacje i są predyktory, ale są tylko tym — żadne z nich nie jest ogólnym prawem (żelazną regułą czy jak to sobie tam nazwać). Jak pójdziesz na studia to może się okazać, że będziesz tego wyboru żałował. Jak nie pójdziesz, to może się okazać, że będziesz żałował niewykorzystania szansy, którą miałeś.
Offline
Pieniądze to ostatnia rzecz dająca szczęście. A praca, która nie przynosi satysfakcji to jedna z najgorszych katorg. Lepiej mieć twórczą, aczkolwiek słabo płatną pracę dającą do tego troche wolnrego czasu i przede wszystkiem satysfakcji, niż męczyć się nawet gdyby płacili 10kilo franiów.
Offline
Minio napisał(-a):
czadman napisał(-a):
Wszystko zależy od tego jaki styl pracy chcesz wybrać - być dronem korporacyjnym czy w miarę wolnym człowiekiem.
Zupełnie fałszywa alternatywa. To już nie te czasy, gdy zawód i zakład pracy wybierało się raz na całe życie.
Jest mnóstwo ludzi, którzy po studiach pracują kilka lat w korpo, a gdy uznają, że odkuli się finansowo, przechodzą do mniejszych firm lub zakładają własną działalność.czadman napisał(-a):
Najpierw się poważnie zastanów czego oczekujesz od życia, a wtedy nie będziesz musiał się pytać nikogo co masz robić i dokąd masz pójść.
Zaplanowanie sobie życia jest iluzją.
Jak przeczytasz te biografie znanych ludzi, to zauważysz, że wielu z nich zaczęło robić to, dzięki czemu ostatecznie przeszli do historii, zupełnie przypadkiem. Większość ludzi ma jakieś predyspozycje które mogą się przydać w czynności, o której wykonywaniu nigdy nie pomyśleli. Co oczywiście nie znaczy, że predyspozycje i „talent” to wszystko — żeby coś osiągnąć, trzeba w to włożyć mnóstwo pracy i mieć po prostu szczęście.czadman napisał(-a):
Masz jeszcze czas, idź do biblioteki i przeczytaj kilka, kilkanaście biografii znanych ludzi. Tylko 1% ludzi osiąga pełnię życia dzięki studiom wyższym.
Możesz podać źródło tej liczby?
Czytania biografii znanych ludzi nie polecam. Raz, że zazwyczaj są przekłamane i pisane przez pryzmat tego, co ci ludzie ostatecznie osiągnęli. Dwa, że większość ludzi nie jest znana i pamięć o nich zanika po 3-4 pokoleniach (kto z was potrafi cokolwiek powiedzieć o swoich prapradziadkach?).
Trzeba mieć na uwadze, że na każdy głośny sukces przypada X porażek, o których nikt nigdy nie mówi. Karmiąc się biografiami znanych ludzi można odnieść mylne wrażenie, że sukces jest dostępny dla każdego. Tymczasem dotychczas nikomu nie udało się ułożyć pewnego przepisu na sukces.
Ogólnie: nie ma żadnych reguł. Są statystyki, są wskaźniki, są estymacje i są predyktory, ale są tylko tym — żadne z nich nie jest ogólnym prawem (żelazną regułą czy jak to sobie tam nazwać). Jak pójdziesz na studia to może się okazać, że będziesz tego wyboru żałował. Jak nie pójdziesz, to może się okazać, że będziesz żałował niewykorzystania szansy, którą miałeś.
A gdzie ja pisałem o planowaniu sobie życia? Po drugie - gdzie ja pisałem o sukcesie?
Wiedzieć czego chce się od życia, a planować to są dwa różne zagadnienia. Właśnie większość ludzi planuje życie w oparciu o popularny szablon, a nie wiedząc tak na prawdę czego chcą od życia. Są ofiarami cudzych imperatywów i reklam. Wiedząc czego chce się od życia samoistnie podejmuje się kroki w kierunku, który prowadzi do osiągania ważnych osobistych celów.
Abstrahując od tego o czym nie pisałem sukces dla mnie jest życiem w przekonaniu, że miniony czas nie został przepuszczony przez palce, nie został zmarnowany we własnym odczuciu. O ile sukces w rozumieniu dzisiejszej popkultury nie jest osiągalny dla wszystkich (a osiągnięty wcale nie musi dawać szczęścia), o tyle przeżycie życia w sposób, który daje spełnienie, poczucie szczęścia poprzez postępowanie wg własnego scenariusza, a nie cudzego jest osiągalne praktycznie dla każdego.
Odnośnie biografii to idąc tym tropem cała literatura zawiera przekłamania oprócz może literatury z naukami ścisłymi. Warto czytać biografie gdyż nieistotne jest to co opisywani ludzie robili, ale ile mieli w sobie samozaparcia, jak łamali społeczne zasady, jak szli pod prąd opierając się głosom sceptycyzmu i jak potrafili budować w sobie motywację.
Nie namawiam też do rezygnacji ze studiów, ale takiego wyboru, aby miało to ręce i nogi. Jest mnóstwo ludzi, którzy kończą studia informatyczne i robią zupełnie coś innego, a także mnóstwo tych, którzy kończą kierunki nieinformatyczne i pracują potem jako informatycy. Coś tu chyba jest nie tak, nieprawdaż?
Liczbę jednego procenta wziąłem z głowy, ale czekam na wypowiedzi, przykłady osób, które mogą z czystym sumieniem powiedzieć, że ukończenie studiów daje im to co czyni ich życie takim pełnym satysfakcji, wspaniałym, niepowtarzalnym.
Faktycznie - czytając moją wypowiedź przez pryzmat dzisiejszej komercyjnej rzeczywistości można odnieść wrażenie, że wyciąłem fragment jakiegoś poradnika o tym jak osiągnąć "sukces", ale taki "sukces" o jakim większość myśli to tylko próby (udane, bądź nieudane) imponowania innym ludziom - nie ma bardziej zgubnej ścieżki życiowej niż podążanie za społecznym aplauzem.
Offline
@czadman
Dalej co do biografii się nie zgodzę z Tobą. Sam pisałeś:
czadman napisał(-a):
Właśnie większość ludzi planuje życie w oparciu o popularny szablon, a nie wiedząc tak na prawdę czego chcą od życia. Są ofiarami cudzych imperatywów i reklam.
A biografie właśnie takimi szablonami są przepełnione. Poza tym lepiej od czytania, jak innym poszło, próbować/doświadczać samemu.
Offline
czadman napisał(-a):
o tyle przeżycie życia w sposób, który daje spełnienie, poczucie szczęścia poprzez postępowanie wg własnego scenariusza, a nie cudzego jest osiągalne praktycznie dla każdego.
Nie jest. Nie jest osiągalne dla homoseksualistów, którzy ciągle zmagają się z sankcjami prawnymi i społecznymi (w niektórych regionach świata do dzisiaj za homoseksualizm grozi śmierć). Nie jest osiągalne dla pedofilów, którzy do spełnienia potrzebują dziecka (i nie mówię tutaj o kontakcie płciowym; dla dzieci nagość jest stanem naturalnym, o czym można się przekonać wybierając się na spacer po dowolnej polskiej plaży w sezonie wakacyjnym). Nie jest osiągalna dla patologicznych sadystów, którzy ożywiają się tylko wtedy, gdy kogoś torturują (literatura psychologiczna zna kilka takich przypadków).
Zastanawiałeś się kiedyś, co musi przeżywać ktoś, kto po prostu nie potrafi osiągnąć spełnienia nie łamiąc najbardziej elementarnych norm społecznych?
czadman napisał(-a):
Liczbę jednego procenta wziąłem z głowy, ale czekam na wypowiedzi, przykłady osób, które mogą z czystym sumieniem powiedzieć, że ukończenie studiów daje im to co czyni ich życie takim pełnym satysfakcji, wspaniałym, niepowtarzalnym.
Ale dlaczego jakikolwiek jeden czynnik miałby decydować o satysfakcji z całego życia?
W każdym razie, jeżeli już chcemy się poruszać w obrębie tych fałszywych założeń, to ja bym proponował poszukać wśród kadry naukowej uczelni wyższych. Oczywiście nie dla wszystkich, ale myślę że dla przynajmniej części z nich właśnie studia zadecydowały o tym, że uważają swoje życie za satysfakcjonujące.
czadman napisał(-a):
nie ma bardziej zgubnej ścieżki życiowej niż podążanie za społecznym aplauzem.
Naprawdę uważasz, że ci wszyscy aktorzy, muzycy, cyrkowcy, performerzy i cała reszta, dla których całym sensem wykonywanej pracy jest podobanie się ludziom, umierają nieszczęśliwi?
Takie kontrprzykłady mogę podawać w nieskończoność.
Żeby nie zatracić się w szczegółach:
moja główna teza, której staram się tutaj bronić, wyraża się w angielskim zwrocie one size does not fit all.
Możesz powiedzieć, że kryteria sukcesu narzucone przez współczesną popkulturę nie sprzyjają osiągnięcia szczęścia. I ja się z tym zgadzam.
Ale szczęściu nie sprzyja także odrzucenie społecznych oczekiwań i ślepe podążanie za głosem serca, bez oglądania się na nikogo. Bo i niby dlaczego to, co jest dla nas atrakcyjne i pożądane w danym czasie, mamy uważać za atrakcyjne i pożądane na łożu śmierci, kiedy dysponujemy znacznie szerszą perspektywą? Jeżeli czysty konformizm nie daje szczęścia, to dlaczego czysty nonkonformizm miałby je gwarantować?
Kryteria życiowego sukcesu, które zaproponowałeś („przeżycie życia w sposób, który daje spełnienie, poczucie szczęścia”) wydają mi się bardzo trafne. Mógłbym nawet być skłonny zgodzić się, że jest to celem życia.
Nie zgadzam się jednak z przeciwstawianiem tego pojmowania sukcesu pojmowaniu narzucanemu przez popkulturę. W końcu gdzieś istnieje ktoś, kto właśnie w ramach zakreślonych przez popkulturę „przeżył życie w sposób, który daje spełnienie”.
Chcesz iść na studia techniczne? To idź. Wahasz się? To nie idź. Albo idź. Zrób jak chcesz. Albo posłuchaj kogoś innego.
Niektóre decyzje wydają się być dobre w danym momencie. Inne rzeczywiście są dobre w danym momencie. Ale nie oznacza to, że będą one dobre w perspektywie całego życia. Nikt nie wie co przyniesie przyszłość.
Tylko, na marginesie, chciałem jeszcze zwrócić uwagę na ten fragment:
czadman napisał(-a):
Jest mnóstwo ludzi, którzy kończą studia informatyczne i robią zupełnie coś innego, a także mnóstwo tych, którzy kończą kierunki nieinformatyczne i pracują potem jako informatycy. Coś tu chyba jest nie tak, nieprawdaż?
Dlaczego? Ludzie dokonują wolnych wyborów i mają święte prawo wybrać źle. Jeżeli po jakimś czasie uświadamiają sobie swoje błędy i starają się je naprawić, to chyba jest to lepsze, niż gdyby mieli się w nich kisić do końca swoich dni?
Offline
czadman napisał(-a):
Jest mnóstwo ludzi, którzy kończą studia informatyczne i robią zupełnie coś innego, a także mnóstwo tych, którzy kończą kierunki nieinformatyczne i pracują potem jako informatycy. Coś tu chyba jest nie tak, nieprawdaż?
Jeżeli przy tym są dobrymi informatykami to nie widzę problemu.
Offline
Minio napisał(-a):
czadman napisał(-a):
o tyle przeżycie życia w sposób, który daje spełnienie, poczucie szczęścia poprzez postępowanie wg własnego scenariusza, a nie cudzego jest osiągalne praktycznie dla każdego.
Nie jest. Nie jest osiągalne dla homoseksualistów, którzy ciągle zmagają się z sankcjami prawnymi i społecznymi (w niektórych regionach świata do dzisiaj za homoseksualizm grozi śmierć). Nie jest osiągalne dla pedofilów, którzy do spełnienia potrzebują dziecka (i nie mówię tutaj o kontakcie płciowym; dla dzieci nagość jest stanem naturalnym, o czym można się przekonać wybierając się na spacer po dowolnej polskiej plaży w sezonie wakacyjnym). Nie jest osiągalna dla patologicznych sadystów, którzy ożywiają się tylko wtedy, gdy kogoś torturują (literatura psychologiczna zna kilka takich przypadków).
Zastanawiałeś się kiedyś, co musi przeżywać ktoś, kto po prostu nie potrafi osiągnąć spełnienia nie łamiąc najbardziej elementarnych norm społecznych?
Trudno brać pod uwagę dewiacje. Normalni ludzie mogą żyć szczęśliwie nie czyniąc nikomu krzywdy, a homosie mogą sobie żyć szczęśliwie. Są kraje gdzie na pewno uchodźców, nazwijmy ich seksualnymi, przyjmą z otwartymi rękami. Jedni emigrują, bo nie mogą znaleźć pracy, inni bo nie mogą spełnić się seksualnie.
Minio napisał(-a):
czadman napisał(-a):
Liczbę jednego procenta wziąłem z głowy, ale czekam na wypowiedzi, przykłady osób, które mogą z czystym sumieniem powiedzieć, że ukończenie studiów daje im to co czyni ich życie takim pełnym satysfakcji, wspaniałym, niepowtarzalnym.
Ale dlaczego jakikolwiek jeden czynnik miałby decydować o satysfakcji z całego życia?
W każdym razie, jeżeli już chcemy się poruszać w obrębie tych fałszywych założeń, to ja bym proponował poszukać wśród kadry naukowej uczelni wyższych. Oczywiście nie dla wszystkich, ale myślę że dla przynajmniej części z nich właśnie studia zadecydowały o tym, że uważają swoje życie za satysfakcjonujące.
Jaki procent populacji stanowi kadra naukowa, pracownicy akademiccy? A jaki procent wśród nich to jest właśnie ta część?
Minio napisał(-a):
czadman napisał(-a):
nie ma bardziej zgubnej ścieżki życiowej niż podążanie za społecznym aplauzem.
Naprawdę uważasz, że ci wszyscy aktorzy, muzycy, cyrkowcy, performerzy i cała reszta, dla których całym sensem wykonywanej pracy jest podobanie się ludziom, umierają nieszczęśliwi?
Takie kontrprzykłady mogę podawać w nieskończoność.
Akurat Ci, których wymieniłeś ciężko zaliczyć do takich podążających za społecznym aplauzem (społeczny aplauz to nie to samo co aplauz publiczności, tylko to, w powszechnej świadomości jest nagradzane i teoretyczne daje satysfakcję). Natomiast jest mnóstwo innych, którzy zostają prawnikami, lekarzami, inżynierami, menadżerami. Idą na takie studia, bo czują presję rodziny, otoczenia, bo ktoś im wtłoczył, że tak trzeba, żeby dostać dobrą pracę, bo sądzą, że prestiż z danym stanowiskiem da im poczucie szczęścia, etc.
Minio napisał(-a):
Żeby nie zatracić się w szczegółach:
moja główna teza, której staram się tutaj bronić, wyraża się w angielskim zwrocie one size does not fit all.
A dzisiejsza kultura unifikacji stara się wpoić ludziom coś przeciwnego. Nie należy się sugerować ową propagowaną różnorodnością, ludzie u władzy nie chcą indywidualistów.
Minio napisał(-a):
Możesz powiedzieć, że kryteria sukcesu narzucone przez współczesną popkulturę nie sprzyjają osiągnięcia szczęścia. I ja się z tym zgadzam.
Ale szczęściu nie sprzyja także odrzucenie społecznych oczekiwań i ślepe podążanie za głosem serca, bez oglądania się na nikogo. Bo i niby dlaczego to, co jest dla nas atrakcyjne i pożądane w danym czasie, mamy uważać za atrakcyjne i pożądane na łożu śmierci, kiedy dysponujemy znacznie szerszą perspektywą? Jeżeli czysty konformizm nie daje szczęścia, to dlaczego czysty nonkonformizm miałby je gwarantować?
A ja nie twierdzę, że należy się nie oglądać na nikogo - to prowadzi do zguby. Należy dawać z siebie tym, którzy odwzajemniają - to jest największe szczęście mieć świadomość, że poświęcając swój czas komuś, ten ktoś poświęca czas nam. Większość ludzi daje z siebie dużo, aby zaimponować komuś, kto tak naprawdę ma ich w głębokim poważaniu, bo ludzie i tak są zajęci swoimi sprawami. Podążanie za cudzym scenariuszem takie właśnie jest - ludzie zdzierają się nie wiadomo dlaczego, a potem okazuje się, że dla społeczeństwa są tylko płatnikami podatku i konsumentami wydającymi pieniądze. Zdzierasz się dla innych - jest w porządku, zaczynasz chcieć czegoś dla siebie - stajesz się outsiderem, wyrzutkiem, bo nie przynosisz innym korzyści.
Minio napisał(-a):
Kryteria życiowego sukcesu, które zaproponowałeś („przeżycie życia w sposób, który daje spełnienie, poczucie szczęścia”) wydają mi się bardzo trafne. Mógłbym nawet być skłonny zgodzić się, że jest to celem życia.
Nie zgadzam się jednak z przeciwstawianiem tego pojmowania sukcesu pojmowaniu narzucanemu przez popkulturę. W końcu gdzieś istnieje ktoś, kto właśnie w ramach zakreślonych przez popkulturę „przeżył życie w sposób, który daje spełnienie”.
Pewna niewielka grupa ludzi - owszem.
Minio napisał(-a):
Chcesz iść na studia techniczne? To idź. Wahasz się? To nie idź. Albo idź. Zrób jak chcesz. Albo posłuchaj kogoś innego.
Niektóre decyzje wydają się być dobre w danym momencie. Inne rzeczywiście są dobre w danym momencie. Ale nie oznacza to, że będą one dobre w perspektywie całego życia. Nikt nie wie co przyniesie przyszłość.
Tylko, na marginesie, chciałem jeszcze zwrócić uwagę na ten fragment:czadman napisał(-a):
Jest mnóstwo ludzi, którzy kończą studia informatyczne i robią zupełnie coś innego, a także mnóstwo tych, którzy kończą kierunki nieinformatyczne i pracują potem jako informatycy. Coś tu chyba jest nie tak, nieprawdaż?
Dlaczego? Ludzie dokonują wolnych wyborów i mają święte prawo wybrać źle. Jeżeli po jakimś czasie uświadamiają sobie swoje błędy i starają się je naprawić, to chyba jest to lepsze, niż gdyby mieli się w nich kisić do końca swoich dni?
Nie mam nic przeciwko temu, tylko niech ludzi dokonują tych wyborów za własne pieniądze. Większość ludzi traktuje bezpłatną możliwość studiowania zbyt lekko. Dostają coś za darmo to nie zastanawiają się zbytnio co biorą i dlaczego. Ale nie obwiniam tych ludzi, tylko system edukacji, który niszczy w ludziach indywidualizm na rzecz użyteczności dla społeczeństwa - co niestety odnosi przeciwny skutek. Ludzie, którzy nie czują się dobrze z tym kim są nie będą dobrze służyć innym, bo wszystko będzie wymuszone.
Własna droga nie jest łatwa, wręcz przeciwnie. Jak nie ma życiu bólu, potu i łez, to i nie ma szczęścia. Jest tylko poczucie nijakości.
Offline
caro_cenzura napisał(-a):
@czadman
Dalej co do biografii się nie zgodzę z Tobą. Sam pisałeś:czadman napisał(-a):
Właśnie większość ludzi planuje życie w oparciu o popularny szablon, a nie wiedząc tak na prawdę czego chcą od życia. Są ofiarami cudzych imperatywów i reklam.
A biografie właśnie takimi szablonami są przepełnione. Poza tym lepiej od czytania, jak innym poszło, próbować/doświadczać samemu.
Biografie powstają dlatego, że osoba opisywana żyła w bardzo odmienny sposób od ogromnej większości ludzi ówcześnie jej żyjących.
Poniekąd życie człowieka składa się z szablonów, jesteśmy biologicznymi maszynami. Są szablony bardziej i mniej warte naśladowania, przykłady, z których warto czerpać i takie, które naśladowane niczego dobrego do życia nie wniosą.
Czytanie książek to jeden ze sposobów na zdobycie doświadczenia, przez doświadczenia innych. Po to ludzie wytworzyli zdolność komunikowania się, aby każdy od początku nie musiał sam wszystkiego doświadczać, bo nikt nie ma tyle czasu.
Offline
Pisałem odpowiedź do Twojego posta o biografiach, jednak stwierdzam, że to idzie w złym kierunku. Przerzucanie się argumentami i ich kontrowanie może trwać w nieskończoność :)
Przyznaję, więc poniekąd rację, ale moje zdanie pozostaje nadal odmienne. Wolę poczytać dobrą fantastykę, niż czytać, jak inni ludzie przeżyli swoje życie.
Offline
czadman napisał(-a):
Jest mnóstwo ludzi, którzy kończą studia informatyczne i robią zupełnie coś innego, a także mnóstwo tych, którzy kończą kierunki nieinformatyczne i pracują potem jako informatycy. Coś tu chyba jest nie tak, nieprawdaż?
niekoniecznie - studia wcale nie muszą mieć związku z pracą, mogą służyć rozwojowi swoich zainteresowań, siebie, poznaniu świata, etc ... to co się potem robi może być z tym powiązane, może być efektem tego jak zmieniłeś się pod wpływem studiów, bądź może nie mieć z tym nic wspólnego ... można powiedzieć że tym różni się studiowanie od uczenia się (zawodu) w szkole wyższej ...
sam studiowałem przez ponad 6 lat fizykę na UW (idąc na te studia byłem w jakiś 75% że w przyszłości nie będę fizykiem), w ramach tych studiów robiłem (a często nawet zaliczałem) bardzo różne przedmioty (od teorii strun poprzez analizę matematyczną, bazy danych po układy mikrokontrolerowe) i bardzo cenie sobie te studia (zarówno pod względem ogólnego rozwoju jak i aspektów przydatnych w pracy zawodowej), skończyłem je na licencjacie (5-6 lat na licencjat na tym wydziale to standard), a uzupełniające magisterskie robiłem na PW (bo prawie 7 lat w jednym miejscu to wystarczająco dużo) i to już niestety była tylko szkoła wyższa a nie studia ...
Offline
Odkopuję temat, bo mam mały dylemat.
Jestem zdecydowany na studia informatyczne, ponieważ jestem z Krakowa to w AGH celuję, ale szukam jakiejś alternatywy, ponieważ teraz o przyjęciu na studia decyduje tylko i wyłącznie wynik z matury (w przypadku AGH tylko matematyka pod uwagę wchodzi), a z tym może być różnie.
Moje pytania:
1. Ma ktoś jakieś pojęcie większe o sytuacji studiów informatycznych we Wrocławiu?
2. W czym tytuł inżyniera jest lepszy od zwykłego licencjatu? To jest tylko inna nazwa, czy rzeczywiście jakieś duże różnice istnieją?
3. Alternatywą studiów informatycznych w Krk jest Polibuda bądź UJ. Słyszałem różne opinie o obu uczelniach, gdzie Waszym zdaniem lepiej się udać?
Z góry dziękuję za odpowiedzi.
Offline
1. Myślę żę Polibuda Wrocławska będzie dobrym wyborem, i będzie porównywalna prestiżem co AGH, jeśli nawet nie lepsza. Co do Uniwerku, to na pewno nie ten sam poziom co Polibuda, ale z programowania jest tam bardzo wysoki poziom, fajne na Uniwerku jest to że sam sobie ustalasz plan zajęć i dobierasz sobie przedmioty. Nie wiem czy dalej tak jest ale dawniej tak było przynajmniej.
3. Po polibudzie masz bodajże Inżyniera, a po UJ tylko licencjata, a tytuł inżyniera jakoś lepiej się kojarzy już, mimo wszystko UJ to sama matma.
Ja też aktualnie studiuję w Krakowie, ale wybrałem uczelnie prywatną aby calego czasu nie spędzić na nauce do zajęć na uczelni, dlatego oprócz studiów jestem na szkoleniach cisco, i z końcem 1 roku studiów w wakacje będę podchodził do ccna. Nie wiem czy mi się uda ale chciałbym później dostać się na jakiś staż do jakiejś korporacji związanym z sieciami/systemami i zacząć zdobywać powoli więcej doświadczenia.
Offline
Mnie zastanawia czemu każdy pisze o Wrocławiu :D
Fervi
Offline
fervi napisał(-a):
Mnie zastanawia czemu każdy pisze o Wrocławiu :D
Fervi
Ogolnie wroclaw jednym z wiekszych miast technologicznych w Polsce.
alexis011 napisał(-a):
fervi napisał(-a):
Mnie zastanawia czemu każdy pisze o Wrocławiu :D
FerviOgolnie wroclaw jednym z wiekszych miast technologicznych w Polsce.
Nie twierdzę, że nie - ale chłopak się pytał o studia we WŁOCŁAWKU, a nie Wrocławiu :P Chyba, że powstał ogólny Offtopic
Fervi
Ostatnio edytowany przez fervi (2013-06-12 17:29:57)
Offline
fervi napisał(-a):
alexis011 napisał(-a):
fervi napisał(-a):
Mnie zastanawia czemu każdy pisze o Wrocławiu :D
FerviOgolnie wroclaw jednym z wiekszych miast technologicznych w Polsce.
Nie twierdzę, że nie - ale chłopak się pytał o studia we WROCŁAWKU, a nie Wrocławiu :P Chyba, że powstał ogólny Offtopic
Fervi
Tak do tego podchodząc to nie ma takiego miasta o ile się nie mylę jak Wrocławek, tylko Włocławek :)
Offline
sqrtek napisał(-a):
fervi napisał(-a):
alexis011 napisał(-a):
Ogolnie wroclaw jednym z wiekszych miast technologicznych w Polsce.Nie twierdzę, że nie - ale chłopak się pytał o studia we WROCŁAWKU, a nie Wrocławiu :P Chyba, że powstał ogólny Offtopic
FerviTak do tego podchodząc to nie ma takiego miasta o ile się nie mylę jak Wrocławek, tylko Włocławek :)
True, true
Fervi
Offline
fervi napisał(-a):
alexis011 napisał(-a):
fervi napisał(-a):
Mnie zastanawia czemu każdy pisze o Wrocławiu :D
FerviOgolnie wroclaw jednym z wiekszych miast technologicznych w Polsce.
Nie twierdzę, że nie - ale chłopak się pytał o studia we WŁOCŁAWKU, a nie Wrocławiu :P Chyba, że powstał ogólny Offtopic
Fervi
O ile pamiętam, to NIE chodziło mi TYLKO o Włocławek.
PavloAkaLogan napisał(-a):
Witam!
Jako, że zostały mi dwa lata z kawałkiem (technikum), zaczynam względnie myśleć, co później. Myślałem o studiach - oczywiście technicznych na kierunku teleinformatyka lub informatyka. Mam dwie opcje:
1. Iść jako cywil na studia dzienne na Wojskową Akademię Techniczną. Czy warto?
2. Iść zaocznie gdziekolwiek. W grę wchodzi UTP w Bydgoszczy, PWSZ we Włocławku, filia łódzkiej Wyższej Szkoły Informatycznej we Włocławku. Ewentualnie coś innego.
Co poradzicie?
Zaocznie to zaocznie, gdziekolwiek. A ogólny "offtop" jest zawsze przydatny, szczególnie tutaj.
Ostatnio edytowany przez PavloAkaLogan (2013-06-12 20:42:23)
Offline