Nie jesteś zalogowany.
Jeśli nie posiadasz konta, zarejestruj je już teraz! Pozwoli Ci ono w pełni korzystać z naszego serwisu. Spamerom dziękujemy!
Prosimy o pomoc dla małej Julki — przekaż 1% podatku na Fundacji Dzieciom zdazyć z Pomocą.
Więcej informacji na dug.net.pl/pomagamy/.
- Co mówi informatyk, jak dostaje pod choinkę pendrive? - Dziękuję za pamięć!
Offline
318
Ostatnio edytowany przez uzytkownikubunt (2016-12-01 00:42:11)
Offline
calkiem nie glupi film.they live
Offline
Offline
no to dosiego roku życzę ja idę po flaszkę i ;)
https://www.youtube.com/watch?v=YHbOmWQIVr4
Ostatnio edytowany przez menel (2013-12-31 15:04:45)
Offline
@svL hahahaha dokładnie nic dodać i nic ująć....
Offline
Jedzie dwóch facetów w przedziale. Jeden trzyma na kolanach walizkę.
W pewnym momencie drugi wyciąga pomarańcze i pytam:
- Może się Pan poczęstuje?
- Ja nie, ale chruściel bardzo chętnie - wziął pomarańczę i wrzucił do walizki.
Po chwili z walizki dobiegło mlaskanie i wyleciała skórka z pomarańczy.
Jadą dalej i drugi pasażer wyciąga dwie butelki piwa.
- Przepraszam, a może piwa się Pan napije? - pyta.
- Nie dziękuję, ale chruściel jak najbardziej. - wziął butelkę i włożył do walizki.
Z walizki dobiegło siorbanie, gulgotanie i wyleciała pusta butelka.
Drugi pasażer już bardzo zdziwiony, nie wytrzymuje i pyta:
- Panie co Pan tam masz w tej walizce?
- A sam Pan zobacz - mówi pierwszy i przysuwa mu lekko uchyloną walizkę.
Facet zagląda zaciekawiony do walizki, a tam... chruściel.
Offline
Wraca mąż do domu , a tu na balkonie facet w samych gaciach .
- Panie, co pan tu robisz?
- Nie uwierzy pan, ale jestem spadochroniarzem, wiatr mnie zniósł, trochę mnie poharatało i wylądowałem w takim stanie u pana na balkonie.
- To chodź pan na gorącą herbatę i kielicha - zagaja mąż.
- Jak to, nie dziwi to pana?
- Nic już mnie nie zdziwi, po tym jak wczoraj geolog szukał u mnie pod wanną ropy naftowej..
Hrabia woła Jana.
-Tak Panie Hrabio.
-Ktoś wysiusiał na śniegu Wesołych Swiąt Panu Hrabiemu.
-To ja Panie.
-Przecież Ty nie umiesz pisać.
-Pani Hrabina mnie prowadziła.
Fachowcy z Ukrainy przyjechali na gospodarstwo do Irlandii wymalować facetowi dom. Jako, że byli z Ukrainy, mieli w zwyczaju przed robotą chlapnąć za dwie sety, ale niestety, nie mieli za co.
Sprzedali więc farbę, kupili flaszkę, drugą, trzecią ... i w końcu przepili wszystko. Po jakimś czasie fachowcy, widząc, że zbliża się właściciel domu, resztką farby szybko wysmarowali koniowi mordę.
Właściciel się pyta:
- Dlaczego nic nie pomalowane?
- Bo koń wypił farbę!
Właściciel bez zastanowienia wyciąga strzelbę i strzela koniowi w łeb.
- Dlaczego od razu tak brutalnie? - pytają fachowcy ze zdumieniem.
- A na chuuj mi taki koń?! Ostatnio jak byli tu murarze z Polski to 10 worków cementu wpierdolił!
Małżeństwo z 3 letnim stażem: żona krząta się w kuchni, mąż coś naprawia. W pewnej chwili mąż woła:
- Stara! Chodź na chwilę!
- Co?
- Potrzymaj ten drucik.
Żona posłusznie chwyta kabelek, po czym pyta:
- I co?
- Nic, widocznie faza jest w tym drugim.
Ostatnio edytowany przez BlackEvo (2014-01-01 12:58:33)
Offline
332
Ostatnio edytowany przez uzytkownikubunt (2016-12-01 00:42:29)
Offline
aaaaaahahaa dygresja na miarę Pulitzera;)
Offline
Offline
Offline
Badania naukowe wykazały że :
Wódka z lodem = atakuje nerki !
Rum z lodem= atakuje wątrobę !
Gin z lodem = atakuje mózg !
Whisky z lodem = atakuje serce!
Wygląda na to, że ten cholerny lód szkodzi
na wszystko!
Offline
Wpada grzybek w occie do żołądka, rozejrzał się, zobaczył wolne miejsce koło dwunastnicy, więc się położył i śpi.
Za chwilę wpada ogóreczek, zobaczył wolne miejsce koło grzybka, więc też się położył i usnął.
W chwilę potem śledzik w towarzystwie zimnych nóżek również wpadli, przytulili się do siebie i śpią.
Po chwili z wielkim chlupotem wlewa się seta wódki, rozejrzała się
mętnym wzrokiem i pyta:
- Co jest chłopaki? Tam na górze taka impreza, a wy się tu wylegujecie!? Wracamy!
Offline
DUCH Z CANTERVILLE
Oscar Wilde
Fragment rozmowy Virgini z 700-letnim duchem, calosc jest przezabawna, a w orginale momentami nawet zabawniejsza bo pisana angielszczyzna ktorej niestety juz sie nie slyszy.
Parę dni później, Virginia i jej kawaler o kręconych włosach, wybrali się na konną przejażdżkę łąkami Brockley; gdy przedzierali się przez żywopłot, dziewczyna tak bardzo podarła sobie suknię, że po powrocie uznała za znacznie rozsądniejsze przemknąć na górę tylnymi schodami i uniknąć pokazywania się komukolwiek w tym stanie. Mijając Gobelinową Komnatę, wydało jej się, jakby za uchylonymi przypadkiem drzwiami majaczyła jakaś postać. Pomyślała, że to najpewniej służąca matki, która zwykła tam czasem pracować, więc zajrzała aby poprosić o zacerowanie sukienki. Jednak ku swemu niebywałemu zaskoczeniu, w środku zastała ducha z Canterville we własnej osobie! Siedział przy oknie patrząc jak wiatr ogołaca ze złotych barw żółknące drzewa i obserwując czerwone liście gnające zajadle w tańcu wzdłuż alei. Głowa spoczywała mu na ręce. Całą swoją postawą wyrażał głęboką depresję. Doprawdy, wyglądał na tak opuszczonego i wyniszczonego, że mała Virginia wiedziona żalem, miast, zgodnie z pierwszą myślą, uciec i zamknąć się w pokoju, postanowiła spróbować go pocieszyć. A kroki stawiała tak lekkie, jego zaś przepełniała melancholia tak głęboka, że dopóki się doń nie odezwała, duch był całkowicie nieświadom jej obecności.
- Bardzo ci współczuję – zaczęła – ale moi bracia jutro wracają do Eton i wtedy, jeśli będziesz grzeczny, nikt już nie będzie ci się naprzykrzał.
- To absurd prosić mnie bym był grzeczny – odpowiedział i zdumiony zbadał wzrokiem śliczne, drobne dziewczę, które odważyło się go zagadnąć – zupełny absurd. Ja muszę szczękać łańcuchami, jęczeć przez dziurki od kluczy i nawiedzać po nocach – jeśli to miałaś na myśli. To jedyny powód mojej egzystencji.
- To żaden powód do egzystencji i wiesz, że byłeś bardzo okropny. Już pierwszego dnia pani Umney powiedziała nam, że zabiłeś swoją żonę.
- Cóż, w pełni przyznaję – odpowiedział rozdrażniony – ale to była czysto rodzinna sprawa i nie dotyczyła nikogo innego.
- To bardzo źle, zabijać kogokolwiek – rzekła Virginia, która czasem zachowywała słodką purytańską powagę, podłapaną od jakiegoś dawnego przodka z Nowej Anglii.
- Och, nie znoszę taniego okrucieństwa abstrakcyjnej etyki! Moja żona była bardzo prosta, nigdy nie zadbała, by należycie wykrochmalono mi kołnierze i obca jej była sztuka gotowania. Otóż, pewnego razu ustrzeliłem jelenia w lasach Hogley, wspaniały roczniak i wiesz, jak kazała go podać?... Właściwie, teraz to już bez znaczenia, wszak wszystko już skończone; i myślę, że to nie było zbyt sympatyczne ze strony jej braci, zagłodzić mnie na śmierć, chociaż, rzeczywiście, to ja ją zabiłem.
- Zagłodzić na śmierć? Och, panie duchu - to znaczy, sir Simonie, czy jest pan głodny? W pudełku mam kanapkę. Miałby pan ochotę?
- Nie, dziękuję, teraz już niczego nie jadam, ale, mimo wszystko, to bardzo miło z twojej strony; jesteś znacznie milsza niż reszta twojej ohydnej, grubiańskiej, wulgarnej, nieuczciwej rodziny.
- Stop! –krzyknęła Virginia i tupnęła nogą – to ty jesteś grubiański, i ohydny, i wulgarny, a co do nieuczciwości: przecież to ty ukradłeś farby z mojego kuferka, żeby odświeżać tą śmieszną krwistą plamę w bibliotece. Najpierw zabrałeś wszystkie moje czerwienie, włącznie z cynobrowym i nie mogłam już narysować żadnego zachodu słońca; potem wziąłeś szmaragdową zieleń i żółcień chromową, aż w końcu zostało mi tylko indygo i chińska biel – z czego dało się zrobić tylko sceny w blasku księżyca, które są zawsze bardzo depresyjne i wcale nie łatwe do namalowania. Nigdy na ciebie nie naskarżyłam, chociaż byłam bardzo zirytowana, a w ogóle cała ta sprawa była niedorzeczna, bo przecież kto słyszał kiedykolwiek o szmaragdowo zielonej krwi?
- Cóż, doprawdy – odrzekł duch, raczej potulnie – co miałem zrobić? W dzisiejszych czasach bardzo ciężko jest zdobyć prawdziwą krew; a skoro twój brat zaczął to wszystko z tym swoim Wiodącym Czyścicielem, naprawdę, nie widziałem żadnego powodu, dla którego nie miałbym wziąć sobie twoich farb. Sam kolor zaś… zawsze jest kwestią smaku: Cantervillowie, dla przykładu, mają błękitną krew, najbłękitniejszą w całej Anglii – ale zdaję sobie sprawę, że dla was Amerykanów takie rzeczy są bez znaczenia.
- Nic o tym nie wiesz, więc najlepszą rzeczą jaką możesz zrobić to wyemigrować i poszerzyć horyzonty. Mój ojciec będzie bardzo szczęśliwy mogąc zapewnić ci darmową przeprawę i mimo, że cło na wszelkiego rodzaju dusze jest spore, na odprawie nie będzie żadnych problemów, jako, że wszyscy oficerowie to demokraci. Jak już dostaniesz się do Nowego Jorku, z pewnością zrobisz wielką karierę. Znam tam mnóstwo ludzi, którzy zapłaciliby setki tysięcy dolarów za dziadka, a znacznie więcej za ducha w rodzinie.
- Nie wydaje mi się bym polubił Amerykę.
- Przypuszczam, że to z powodu braku ruin i braku osobliwości – ironicznie skomentowała Virginia.
- Brak ruin! Brak osobliwości! Zatem jak nazwać waszą flotę i wasze maniery? - odparł duch.
- Miłego wieczoru życzę; pójdę poprosić papę o dodatkowy tydzień wakacji dla bliźniaków.
- Proszę nie idź, panno Virginio – krzyknął. – Jestem taki samotny i taki nieszczęśliwy - i naprawdę nie wiem co robić. Chciałbym pójść spać, a nie mogę.
- Nonsens! Wystarczy zaledwie położyć się i zdmuchnąć świece. Czasem problemem jest nie zasnąć, szczególnie w kościele, ale spanie - to żaden problem. Ależ, nawet dzieci wiedzą jak to się robi, a nie są zbyt mądre.
- Nie zaznałem snu od trzystu lat – duch odrzekł smutnie i piękne niebieskie oczęta Virginii rozszerzyły się ze zdziwienia – od trzystu lat nie zaznałem snu i jestem tak bardzo zmęczony.
Dziewczyna całkowicie spoważniała, a jej małe usteczka zadygotały jak płatki róży. Zbliżyła się i przyklęknąwszy u jego boku, spojrzała w starą zwiędłą twarz.
- Biedny, biedny duch – szepnęła – nie masz miejsca do spania?
- Daleko za sosnowymi lasami – rozpoczął niskim rozmarzonym głosem – jest mały ogród. Tam trawa rośnie długa i gęsta, tam cykuta ma wspaniałe gwieździste kwiaty, tam słowik śpiewa noc całą... Noc całą śpiewa, a zimny, kryształowy księżyc spogląda w dół i cisowe drzewo rozpościera swe ogromne ramiona ponad śpiącymi.
Oczy Virginii zaszły łzami, twarz schowała w dłoniach.
- Masz na myśli Ogród Śmierci – wyszeptała.
- Tak, Śmierć. Śmierć musi być piękna. Leżeć na miękkiej brązowej ziemi, gdy trawy falują nad głową i słuchać ciszy. Nie mieć dnia poprzedniego i nie mieć jutra. Zapomnieć czas, przebaczyć życie, odnaleźć spokój. Możesz mi pomóc. Możesz otworzyć dla mnie wrota domu Śmierci, bo przy tobie zawsze jest Miłość, a Miłość jest silniejsza od śmierci.
Virginia zadrżała, przeszył ją zimny dreszcz i na kilka chwil zapadła cisza. Czuła jakby znalazła się w jakimś koszmarze.
Wtem duch odezwał się ponownie, a jego głos brzmiał jak szum wiatru.
- Czy przeczytałaś proroctwo na bibliotecznym oknie?
- Och, nie raz – krzyknęła dziewczyna, patrząc w górę – Znam je bardzo dobrze. Namalowane jest dziwnymi, czarnymi literami i trudno je czytać. Jest tylko sześć wersów:
Gdy temu złote dziewczę podoła
I z grzesznych ust modlitwę wywoła,
Gdy bezpłodny migdał znowu obrodzi,
A dziecię z łez swych dar urodzi,
W ten czas dom ciszę przywita
A do Canterville spokój zawita.
- Ale nie wiem co one znaczą.
- One znaczą – odrzekł duch smutnie – że musisz zapłakać dla mnie za moje grzechy, gdyż ja nie mam łez i modlić się ze mną za mą duszę, gdyż ja nie mam wiary… i wtedy, pod warunkiem, że zawsze byłaś słodka, dobra i delikatna – Anioł Śmierci ulituje się nade mną. Zobaczysz przerażające postacie w ciemności i nikczemne głosy będą szeptać ci do ucha, lecz nie zranią cię, bowiem nad czystością młodego dziewczęcia Siły Ciemności nie mają panowania.
Virginia nie odpowiadała. Przypatrując się jej przechylonej, złotej głowie, duch załamał ręce w dzikiej rozpaczy. Nagle wstała, bardzo blada i z dziwnym błyskiem w oczach rzekła pewnie:
– Nie boję się i poproszę Anioła, by się nad tobą zlitował.
Upiór wydał z siebie nieśmiały okrzyk radości, po czym podniósł się i wziąwszy ją za rękę, złożył ukłon pełen staromodnej gracji zakończony pocałunkiem. Palce miał zimne jak lód a usta paliły jak ogień, lecz Virginia bez wahania pozwoliła prowadzić się przez mroczny pokój. Na blaknącym zielonym gobelinie wyhaftowano małych łowców. Dęli oni w swoje frędzlowate trąby i machali małymi rączkami, próbując zawrócić dziewczynę.
– Wracaj! Mała Virginio – krzyczeli – wracaj!
Duch jednak ścisnął mocniej jej dłoń, a ona zamknęła przed nimi oczy. Potworne zwierzęta z jaszczurzymi ogonami i wytrzeszczonymi oczami mrugały do niej z wytłoczeń na kaflach kominka i szeptały:
– Strzeż się! Mała Virginio, strzeż! Może już nigdy cię nie ujrzymy – ale duch sunął żwawiej i Virginia nie słuchała.
Gdy dotarli do końca pokoju, zatrzymał się i zaczął mamrotać jakieś słowa, których nie była w stanie zrozumieć. Otworzyła oczy i zobaczyła jak ściana przed nią powoli zanika jak mgła, ukazując wielką czarną jaskinię. Omiótł ich siarczysty wiatr i poczuła jak coś ciągnie ją za sukienkę.
– Szybko, szybko – krzyczał duch – bo będzie za późno.
Po chwili boazeria zasklepiła się za nimi, pogrążając Gobelinową Komnatę w pustce.
Ostatnio edytowany przez pink (2014-01-05 20:50:03)
Offline
http://gmclan.org/uploader/6184/2014_01_05_202817_1366x768_scrot.png
This is a true story ...
Fervi
Offline
Dobrzy są, nie ma co.
Offline
Dobrze, że dzienny, a nie miesięczny czy coś xD
Fervi
Offline