Nie jesteś zalogowany.
Jeśli nie posiadasz konta, zarejestruj je już teraz! Pozwoli Ci ono w pełni korzystać z naszego serwisu. Spamerom dziękujemy!
Prosimy o pomoc dla małej Julki — przekaż 1% podatku na Fundacji Dzieciom zdazyć z Pomocą.
Więcej informacji na dug.net.pl/pomagamy/.
Witam wszystkich.
Jestem studentem już prawie 3 roku informatyki, i planuje od nowego semestru zacząć matematykę.
Plan na Informatyce jest taki aby zrobić specjalizację z magicznie brzmiących "Technicznych albo jako kto woli Technicznego zastosowania sieci neuronowych" i złapać się może gdzieś na drugą specjalizację "Sztuczna Inteligencja". Tylko że jest mały problem bo na każdej stronie i na każdym forum, pojawiają się opinie ze praca tylko Programiści Programiści Programiści Admini Sieci i spece od biznesu i zarządzania projektami informatycznymi i Inżynierowie Oprogramowania, a o sieciach neuronowych to niewiele, czyli wychodzi na to że to takie specjalności do dalszej pracy naukowej., tak mi się zdaje przynajmniej.
Poza tym moja znajomość programowania to tylko AVR bo budowało się kilka robocików na elektronikę, Assembler, i totalnie nieprzydatny ProloG.
I mam certyfikat AutoDesk z AutoCadu p.podstawowy.
Jak myślicie czy warto robić takie specjalizacje, czy to się opłaca woogóle, gdzie ewentualnie można znaleźć jakąś robotę po czymś takim.
Może ktoś robił taką specjalizację?
Będe wdzięczny za wszystkie opinie.
Pozdrawiam.
Offline
Jestem na PŁ. U mnie większość programowanie/technologie internetowe, e-Biznes itp. Sieci neuronowe i sztuczna inteligencja i owszem, są ale nie wiem czy cieszą się aż tak dużą popularnością. Nie ładuj się tylko w coś na czym miałbyś potem położyć studia.
Offline
Praca jest jako programista ów sieci, ale to nie są ogłoszenia z gazety czy portali. Prędzej headhunter szuka takich kandydatów.
Offline
"Nie ładuj się tylko w coś na czym miałbyś potem położyć studia." - nie do końca rozumiem, czyli nie ładować się w takie ciekawe , niszowe specjalizacje bo nie znajde po nich roboty?
Offline
plech: najprawdopodobniej Trin chodziło o to, aby nie wybierać takiej specjalizacji/kierunku którego możesz nie skończyć. Wychodzi więc z założenia, że lepiej mieć wyższe wykształcenie z bardziej popularną specjalizacją (co oznacza większą konkurencję), niż ani wyższego, ani specjalizacji.
Offline
Minio ma rację, choć może moje podejście nie jest godne aprobaty to myślę że trzeba mierzyć siły na zamiary i podstawić sobie pytanie czy na pewno dam radę. Szkoda żebyś męczył się nastepne semestry ledwo ledwo zaliczajac każdy przedmiot. Ale byle czego też nie bierz, po prostu nie cuduj z przedmiotami. Ładna nazwa z której nic nie rozumiesz nie oznacza że będziesz miał związaną z tym pracę. Połącz specjalizację z zainteresowaniami i tym co idzie ci najlepiej, tak żebyś się nie zniechęcił.
Offline
nie ładować się w coś co potem nie będzie przynosić pieniedzy czyli specjalizacje, na którą nie ma i może nie być zapotrzebowania na rynku pracy.
Offline
Chyba się odrobinę nie rozumiemy, chodzi o to że przedmioty AI i Sieci Neuronowe, już były, zajebiście ciekawe, świetny prowadzący i zero problemu z opanowaniem materiału, matematyka jako drugi kieruenk studiów brana jako uzupełnienie albo poszerzenie wiedzy matematycznej z informatyki.
Także zakładamy że uda się skończyć wszystkie specjalizacje i kierunki i pytanie dotyczy tego czy ktoś może się zetknął z kimś po takim toku studiów, albo sam tak studiował, co teraz robi, gdzie pracuje czym sie zajmuje.
Ogólnie jakie są perspektywy dla absolwenta uczelni z tytułem Pan XXX inż. o specjalizacji Sztuczna inteligencja.
Pozdrawiam.
Offline
sieci neuronowe, algorytmy ewolucyjne i inne sztuczne inteligencje to raczej na robotyce :P no i nie w tym kraju
Offline
plech jeśl izamierzasz iść w kierunku programowania, baz danych to matematyka będzie oki, w innym przypadku może okazać się stratą czasu i pieniędzy i lepiej zrobić inną specjalizacje /kierunek.
Offline
Swoją drogą, warto jeszcze przeczytać ten post i komentarze pod nim:
http://gynvael.coldwind.pl/?id=428
Gynvael jest dość znany w środowisku (zwłaszcza security), więc można mieć do niego pewne zaufanie.
Offline
A ja się wyłamie. Czy ktoś coś nauczył się kiedyś na studiach, żeby to potem było przydatne w pracy? Nie. Program jest tak obładowany, że nie sposób pojąć dany temat, by czuć się z niego na tyle dobrze, by powiedzieć: "jestem z tego najlepszy".
Technologii trzeba się uczyć samemu, nie ma rady. Nie można z góry założyć, że po skończeniu studiów ze średnią 5.0 jest się przygotowanym do pracy. Każdy ma inne podejście, a bo średnia jest najważniejsza, albo ledwo się zalicza inne przedmioty, by poświęcić czas dwóm, czy trzem przedmiotom, które nas interesują najbardziej w danym semestrze.
Studia powinny uczyć co najwyżej szybkiego przyswajania informacji i właściwie tylko to.
Interesuje Cię matematyka, SI to bardzo dobrze. Nie patrz na to, czy to da Ci da pracę, zawsze z taką wiedzą jesteś o krok dalej niż któryś z Twoich kolegów. Wiedza matematyczna się nie dezaktualizuje. :)
Jeśli masz tyle siły, żeby studiować i się uczyć nowych rzeczy, wybierz właśnie SI.
Sam bym nie wybrał SI z prostych względów - nie przepadam za matematyką i dowodami twierdzeń. Na mojej uczelni SI oznacza również dużą ilość Matlaba, pisaniu sieci neuronowych od 0, tworzenia różnych modeli, troszeczkę automatyki się również znalazło.
Offline
hornet napisał(-a):
A ja się wyłamie. Czy ktoś coś nauczył się kiedyś na studiach, żeby to potem było przydatne w pracy? Nie. Program jest tak obładowany, że nie sposób pojąć dany temat, by czuć się z niego na tyle dobrze, by powiedzieć: "jestem z tego najlepszy".
/me śmiało podnosi rękę w górę. Po 2 miesiącach baz danych i pythona poszła do pracy. Nie byłam najlepsza, ba, do tej pory pewnych zagadnień z BD i pythona nie znam, ale 50% mojej pracy to wiedza a drugie 50% to google. Dziękuję, dobranoc.
Offline
Gratuluję Trin! :) Śmiem twierdzić, że to samo byś mogła uzyskać bez rozpoczynania kursów z Baz danych i Pythona.
2 miesiące wykładu/labek/ćwiczeń to ok. 3 godzin w tygodniu. Więc na miesiąc wychodzi 12 godzin. Nie jest to jakaś oszałamiająca ilość czasu.
Offline
hornet napisał(-a):
Gratuluję Trin! :) Śmiem twierdzić, że to samo byś mogła uzyskać bez rozpoczynania kursów z Baz danych i Pythona.
2 miesiące wykładu/labek/ćwiczeń to ok. 3 godzin w tygodniu. Więc na miesiąc wychodzi 12 godzin. Nie jest to jakaś oszałamiająca ilość czasu.
+ jakieś 12h ćwiczeń w domu, wliczając w to naukę do kół itp. No ale, przyzwyczaiłam się, że na każdy temat masz własne zdanie, ale niekoniecznie wedle tego zdania muszą funkcjonować podwaliny systemu edukacji w tym kraju. Poza tym studia, to nie liceum. Nie przychodzisz na gotowe, jak nic nie robisz w domu to daleko nie zajedziesz. Jak pójdziesz do pierwszej pracy to pogadamy.
co do baz danych to tak się składa że bez pomocy wykładowcy niczego bym się nie nauczyła. Tyle.
Ostatnio edytowany przez Trin (2012-07-24 17:26:59)
Offline
hornet napisał(-a):
A ja się wyłamie. Czy ktoś coś nauczył się kiedyś na studiach, żeby to potem było przydatne w pracy? Nie.
bo wykładowcy są z reguły ludźmi, którzy po magisterce zostali na doktorat, a po doktoracie zostali bo myśleli, że władze wydziału dadzą im zrobić habilitację. to nie są praktycy, którzy maja doświadczenie na rynku, więc uczą tego, czego uczą.
hornet napisał(-a):
Studia powinny uczyć co najwyżej szybkiego przyswajania informacji i właściwie tylko to.
i umiejętności wyszukiwania informacji. a przynajmniej pamiętać, co było w której książce, żeby w razie potrzeby szybko doczytać. ja jednak uważam, że kilka praktycznych umiejętności, takich żeby chociaż ułatwić start w nowej pracy to by się przydało - żeby człowiek po opuszczeniu uczelni nie musiał się uczyć wszystkiego zupełnie od zera, ale żeby coś tam - coś tam umiał.
__
edyta: no i byłoby mile widziane, gdyby wydział pomagał studentom w zdobywaniu liczących się, a w niektórych wypadkach niezbędnych uprawnień i certyfikatów wymaganych przez pracodawców
Ostatnio edytowany przez rychu (2012-07-24 22:57:24)
Offline
rychu napisał(-a):
bo wykładowcy są z reguły ludźmi, którzy po magisterce zostali na doktorat, a po doktoracie zostali bo myśleli, że władze wydziału dadzą im zrobić habilitację. to nie są praktycy, którzy maja doświadczenie na rynku, więc uczą tego, czego uczą.
Wykładowcy z reguły są ludźmi, do zaspokojenia potrzeb których nie wystarczy pensja oferowana przez publiczną uczelnię, więc kombinują jak mogą, żeby dorobić. Co drugi jak nie jest konsultantem, to ma własną firmę. Część dorabia na prywatnych uczelniach, ale w przypadku przedmiotów ścisłych jest to raczej marginalne (bo i ile jest w Polsce prywatnych politechnik?). Na Geisteswissenschaften sprawa ma się inaczej, ale ten wątek chyba raczej ich nie dotyczy.
A że niektórzy wcale nie są tacy skłonni, żeby się tym doświadczeniem dzielić na zajęciach, to inna sprawa.
Offline
Minio napisał(-a):
Wykładowcy z reguły...
z reguły? sądziłem, że to rzadkie przypadki. a większość z nich i owszem, dorabia, ale jako nauczyciele w technikach (częściej) albo na innych uczelniach (rzadziej)
no ale nie jestem wykładowcą, więc mogę nie mieć pełnej wiedzy w tym zakresie ;)
Offline
Nie wiem jak u was na kierunkach technicznych, ale u mnie na dziennikarstwie większość wykładowców (nie licząc może praktycznie kilku spośród doktorantów) albo praktykowała, albo praktykowanie zakończyła emeryturą.
Offline
Z moich odczuć to z prof. jest największy problem. Nikt tak nie kładzie lachy na studentów tak jak profesorzy. Zdarzają się jednak wyjątki czasami.
Co do dr to rzeczywiście każdy gdzieś pracuje np. jako kierownik projektu, a potem taki uczy np. jakiegoś programowania. Na co komu się uczyć składni języka? Myślałem, że wystarczy tylko raz nauczyć się języka, a reszta to narzędzia. Moim zdaniem taka osoba, będąca kierownikiem powinna uczyć praktycznego podejścia do inżynierii oprogramowania (jak potężna ta dziedzina, nie muszę mówić). Tak sobie pracują na mojej uczelni programiści. Chociaż znalazłbym jednego dobrego programistę - facet siedział nad moim kodem z 30 min i go debuggował. Ma jedynie mgr inż. a ma lepsze podejście do studentów niż nie jeden dr. Włączając w to uprzejmość i wiedzę.
Ze sprzętowcami jest inaczej. Potrafią załatwiać praktyki za granicą, są wymagający, ale czasem aż do przesady, zważywszy że uczą na drogich układach firm Altium, czy Texas Instruments, co wiąże się z długim przesiadywaniem na uczelni. Pojęcia nie mam jak to odnosi się do środowiska produkcyjnego, więc o sensie takiej nauki się nie będę wypowiadał.
Są jeszcze "internetowi", "bazodanowi", "modelowce" - AI i graficy. Nie chce mi się opisywać, ale.. problem jest prosty. Jak wspomniał @Minio wykładowcy pomimo, że pracują jeszcze na innych uczelniach, pracują w firmach, prowadzą jeszcze jakaś tam pracę badawczą. Dziekani często oczekują od swoich podwładnych, aby pisali artykuły na potęgę - nie ważne co, nie ważne jak, byle dużo, bo z tego jest kasa na uczelnie. Potem widzi się, jak sztucznie z dr robi się prof. (nadzwyczajnych). Studenci są pozostawieni sami sobie. W sesji zrobi się głupi test od a-e jednokrotnego wyboru, odsieje połowę ludzi i już. Szkoda, że to zwykle Ci lepsi lecą na takich testach. I to co powinno zostać na dnie wypływa na wierzch, kończy jakoś studia i o to mamy cudownie wykształcony naród. :)
Offline
rychu napisał(-a):
z reguły? sądziłem, że to rzadkie przypadki. a większość z nich i owszem, dorabia, ale jako nauczyciele w technikach (częściej) albo na innych uczelniach (rzadziej)
U mnie w Instytucie, pomijając doktorantów, na 49 osób, nie więcej niż 10 pracuje tam jako na jedynym etacie. Reszta albo chałturzy po prywatnych uczelniach, albo ma własne firmy, albo robi u kogoś. Ponieważ pracownicy naukowi kierunków ścisłych mają dużo mniejsze szanse znalezienia pracy na innej uczelni niż pracownicy naukowi kierunków społecznych i humanistycznych (gdyż niewiele jest prywatnych szkół wyższych kształcących na kierunkach ścisłych), mają dwie możliwości:
a) pogodzić się z zarobkiem oferowanym im na uczelni publicznej (przypuszczam że politechniki nie płacą więcej niż uniwersytety)
b) znaleźć sobie drugą robotę/założyć własną firmę.
Zazwyczaj ludzie legitymizujący się doktoratem lub wyżej, pracujący na stałe na uczelni, mają jakieś osiągnięcia i kompetencje, są więc z otwartymi rękoma witani tam, gdzie jest kapitał.
Innymi słowy wychodzę z prostego założenia: skoro doktor kulturoznawstwa, o którego praktycznej przydatności wiedzy można powątpiewać, potrafi znaleźć drugą robotę poza szkolnictwem i zgarniać jakieś sensowne pieniądze, to to samo musi dotyczyć doktora nauk ścisłych, którego wiedzę bez trudu można przekształcić w duży kapitał. Jeżeli taki doktor nauk ścisłych nie pracuje w dwóch miejscach, to chyba tylko dlatego, że nie chce (ma niewielkie potrzeby, jest wykładowcą „z powołania” itp.).
Offline